Przypomnijmy: w ubiegły wtorek, 3 stycznia, rząd Niemiec odpowiedział na oficjalną notę polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sprawie reparacji wojennych.
Niemcy powołują się na wymuszoną deklarację z 1953 r.
Stanowisko Berlina można streścić krótko – Niemcy uważają kwestię wypłaty reparacji za definitywnie zamkniętą i nie zamierzają podejmować żadnych negocjacji w tej sprawie.
Niemcy już wcześniej powoływały się na jednostronną deklarację komunistycznych władz Polski z 1953 r. o rezygnacji z pobierania reparacji. Należy podkreślić, że ta deklaracja była nie tylko niezgodna z ówczesnym polskim prawem, ale także została wymuszona przez Związek Radziecki. Więcej na ten temat pisaliśmy na początku września.
Mularczyk przypomina o odszkodowaniach dla Namibii
Odpowiedź Berlina na naszą notę została „bardzo negatywnie i krytycznie” oceniona przez wiceszefa MSZ Arkadiusza Mularczyka. To właśnie on koordynował prace nad raportem, w którym udokumentowano straty poniesione przez Polskę w wyniku agresji i okupacji ze strony Niemiec.
– Jeśli stanowisko Niemiec na rozbudowaną polską notę jest właściwie jednozdaniowe – że zdaniem rządu Niemiec sprawa jest zamknięta – to oznacza, że nie ma tam żadnej argumentacji prawnej w tej odpowiedzi. To pokazuje, że de facto nie wiadomo na jakie argumenty powołuje się w tej sprawie rząd Niemiec. Nie ma tu żadnej odpowiedzi o charakterze prawnym, to pierwsza sprawa. Druga sprawa jest taka, że jest to odpowiedź lekceważąca państwo polskie i Polaków. Straty Polski były niewyobrażalne, Niemcy otrzymali nasz raport w tej sprawie – tłumaczył Mularczyk.
Podkreślił, że o „absolutnie lekceważącym stosunku do Polski i Polaków” świadczy również fakt, że Niemcy się obecnie „rozliczają się z kolonializmu”. Chodzi o wypłatę odszkodowań dla Namibii w południowej Afryce, która była niemiecką kolonią na przełomie XIX i XX wieku. Niemcy wymordowali tam co najmniej kilkadziesiąt tysięcy rdzennych mieszkańców.
„To się zdarza bardzo rzadko”
Odpowiedź Berlina skomentował również wiceszef MSZ Marcin Przydacz, który w środę, 4 stycznia, gościł w audycji „Sygnały Dnia” na antenie Polskiego Radia 24. Przy okazji zapewnił, że polska dyplomacja będzie nadal wywierać presję na rząd w Berlinie.
– Mnie specjalnie nie zaskakuje postawa Niemiec. Będą z wykształcenia prawnikiem i adwokatem rzadko spotykałem dłużników, którzy już po pierwszym liście uznawali swoje zobowiązania i wypłacali należności. To się zdarza bardzo rzadko (...) Zwłaszcza, że mówimy o naprawdę dużych pieniądzach. Jasne jest, że Niemcy uznają swoją odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej i za zniszczenia, których dokonały. Jasne jest też, że w związku z tą agresją żadne poważne reparacje Polsce nie zostały wypłacone – skomentował Przydacz.
„Deklaracja Bieruta nie była w żaden sposób wystarczająca”
Prowadzący audycję zwrócił uwagę, że mimo starań Niemców kwestia reparacji nie została ujęta ani w żadnym polsko-niemieckim traktacie, ani w tzw. traktacie „2+4” z 1990 r., który umożliwił zjednoczenie NRD i RFN. Natomiast wiceszef MSZ przypomniał, że komunistyczny rząd, który wydał deklarację o zrzeczeniu się reparacji nie był „ani demokratyczny, ani w pełni niepodległy”.
– Skoro w kolejnych latach sami Niemcy zabiegali o to, aby wpisać w prawo międzynarodowe (...) konkretne zapisy, to pokazuje, że ta jednostronna deklaracja Bieruta – zresztą niezgodna nawet z ówczesną polską konstytucją – nie była w żaden sposób wystarczająca. Nie chcę wchodzić w dywagacje prawne, ale by Polska rzeczywiście była zobowiązana do wypełniania jakichś kroków, musiałoby to być przedmiotem prawa międzynarodowego. A nie było podpisanego traktatu polsko-niemieckiego w tym zakresie (...) Ta sprawa jest otwarta w sensie prawnomiędzynarodowym – argumentował Przydacz.
Dodał, że szczegółowa argumentacja prawna ws. reparacji została już opisana we wspomnianym raporcie o stratach wojennych. Przetłumaczona na język niemiecki wersja raportu została przekazana rządowi w Berlinie.
Czytaj też:
Polska interweniuje w ONZ ws. reparacji od Niemiec. „O tych sprawach świat nie wiedział wcześniej”Czytaj też:
Ukraińcy usunęli wpis o Banderze. „To jest znak, że wsłuchali się w nasz głos”