Rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji po ośmiu dniach od wypadku w Dawidach Bankowych zamieścił komunikat w tej sprawie. Nadkom. Sylwester Marczak zapewnił, że „cały czas prowadzone są zaawansowane czynności dyscyplinarne w związku ze zdarzeniem w Dawidach Bankowych”.
„Analiza zgromadzonego materiału została przedstawiona Komendantowi Stołecznemu Policji, który wczoraj (w poniedziałek 9 stycznia – red.) podjął decyzję o przejęciu postępowania dyscyplinarnego” – czytamy. Jednocześnie Komendant Stołeczny Policji zdecydował o zawieszeniu dowódcy patrolu. Z informacji PAP wynika, że chodzi o dowódcę patrolu, który kierował radiowozem w momencie wypadku.
Wypadek radiowozu z nastolatkami – co wiadomo w sprawie?
W nocy z poniedziałku na wtorek 3 stycznia w miejscowości Dawidy Bankowe rozbił się radiowóz, którym jechało dwóch policjantów i dwie dziewczyny w wieku 17 i 19 lat. – Policjanci zostali wezwani do interwencji dotyczącej wypalania kabli. Nie potwierdzili wypalania, ale na miejscu było ognisko. Funkcjonariusze odjechali z miejsca zdarzenia. Wracając z interwencji, policjant stracił panowanie nad radiowozem i uderzył w drzewo. Na miejscu policjanci zostali przebadani przez pogotowie ratunkowe. Byli trzeźwi – poinformowała kom. Karolina Kańka, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie.
Z ustaleń dziennikarzy Onetu, 17 i 19-latka nie przebywały tego dnia same. Wcześniej, w towarzystwie innych pięciu osób wybrały się dwoma samochodami na przejażdżkę po okolicy. – Kiedy zauważyliśmy pożar, próbowaliśmy ugasić go naszymi gaśnicami samochodowymi. Kiedy to się jednak nie udało, wezwaliśmy strażaków. Ci szybko ugasili ogień. Tuż za nimi na miejsce przyjechał też patrol policji — przekazali rozmówcy Onetu.
Dlaczego nastolatki znalazły się w radiowozie?
Z relacji anonimowego źródła wynika, że policjanci spisywali młodych ludzi – ale nie wszystkich, a kiedy odjechali strażacy, mieli „rzucać dwuznaczne żarty", zwłaszcza w stronę jednej z dziewczyn. Policjanci mieli później wsiąść do radiowozu, a w pewnej chwili jeden z nich rzekomo otworzył szybę i po imieniu zwrócił się do jednej z dziewczyn.
— Ten starszy krzyknął „M..., wsiadaj!". Nie powiedział po co. Ale na pewno nie było tak, że z jej strony padła „prośba wejścia do radiowozu" — jak się wyraził rzecznik policji. W każdym razie funkcjonariusz krzyknął, żeby wsiadła, więc nasza koleżanka to zrobiła. Obawiając się jednak zostać z policjantami sam na sam, zwłaszcza w kontekście tych wcześniejszych niewybrednych żartów, chwyciła naszą drugą koleżankę za rękę, żeby wsiadła razem z nią — opisali rozmówcy Onetu.
Czytaj też:
Tajne posiedzenie ws. wybuchu granatnika w KGP. „Jestem ogromnie zaskoczony”Czytaj też:
Nastolatki w rozbitym radiowozie. Znajomi dziewczyn relacjonują chwile przed wypadkiem