W piątek 27 stycznia w katowickiej dzielnicy Szopienice doszło do silnej eksplozji gazu. Wybuch całkowicie zniszczył kilkukondygnacyjny budynek plebanii pobliskiego kościoła ewangelicko-augsburskiego. Śledztwo wykazało, że gaz ulatniał się z jednego z mieszkań, a jeszcze przed tragedią specyficzny zapach wyczuwał mieszkający w kamienicy wikary. Ksiądz wezwał specjalistów i zakręcił główny zawór, doprowadzający surowiec do budynku.
Wybuch gazu w Katowicach. Nowe informacje
W rozmowie z Onetem rzecznik Polskiej Spółki Gazownictwa przekazał, że wspomniani specjaliści nie należeli do pogotowia gazowego. – To nasz przyłącz zasilał ten budynek w gaz. Sprawdzaliśmy wszystkie zgłoszenia, jakie dostaliśmy tego dnia od pogotowia gazowego i przed wybuchem nie mieliśmy wezwania do tego budynku – przekazał Grzegorz Cendrowski.
Rzecznik dodał, że w budynku był tylko jeden duży piec gazowy w piwnicy, który zasilał grzejniki w całym budynku. PSG dodało, że gaz docierał tylko do piwnicy i w budynku nie było zgłoszonej legalnej sieci rozprowadzającej go dalej po poszczególnych pomieszczeniach.
Eksplozja w Szopienicach. Rozszerzone samobójstwo?
W poniedziałek 30 stycznia Polsat poinformował, że na adres redakcji przyszedł list od lokatorów zniszczonej kamienicy. Podpisały się pod nim trzy ofiary: dwie kobiety i mężczyzna, który przeżył wybuch. „Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo, a tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu” – pisano w wiadomości. Dziennikarze ustalili, że pomiędzy tą rodziną i parafią od kilku lat trwał konflikt. Była kościelna Halina D. nie płaciła rachunków, ale też nie chciała opuścić mieszkania. Parafia nie skomentowała sprawy.
Czytaj też:
Eksplozja w pakistańskim meczecie. Wzrasta liczba ofiar i rannych, pod gruzami wciąż mogą być ludzieCzytaj też:
Szef BBN o śledztwie ws. Przewodowa. Mówi o niemal stuprocentowej pewności