Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Gdy rok temu, dwa dni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji w Ukrainie, rozmawiałyśmy, mówiła pani, że nie widzi powodu, by Putin zdecydował się rozpocząć samobójczą wojnę, bo jej nie wygra.
Weronika Marczuk: Co do ostatniej frazy się nie pomyliłam. Lecz nikt się nie spodziewał, że zaatakuje na taką skalę. To wciąż niewiarygodne. Nawet ci, co walczą, do końca w to wszystko nie wierzą. Ale myślę, że po drugiej stronie jest jeszcze większe zdumienie i podziw dla postawy narodu ukraińskiego. Rzeczywiście nasza świadomość nie nadąża za planem Putina i to straszne, że dożyliśmy czasów, gdy nie możemy być niczego pewni. Cierpienie uchodźców i tych, co pozostali w Ukrainie, dzieci wywiezione do Rosji – to coś, co nie daje nam spokoju.
Jedyne, co nam pozostało to się trzymać razem i wspierać dalej.
Zdajemy egzamin z pomocy?
W wielu przypadkach tak, jedni wcześniej, drudzy – później. Ale nawet ci, co są po drugiej stronie, też w dużej mierze wreszcie zaczynają rozumieć, że prawda jest jedna. To pozwala mi nie zwariować.
Pierwsze tygodnie były dla Ukraińców szokiem. Jak dziś patrzą na to, co się dzieje w ich kraju? Nauczyli się funkcjonować w nowej rzeczywistości?
Są różne kategorie rodaków, bo każdy znalazł się w innej sytuacji. Ci, którzy tam zostali i nie chcą wyjeżdżać, to bohaterowie świata. Świadomie nie chcą zostawiać Ukrainy, wynajdują najróżniejsze argumenty, by sobie wytłumaczyć, że to życie nie jest najgorsze i można tak żyć, dopóki nie będzie zwycięstwa. Znamienne jest to, że pogodzili się ze śmiercią! To odwaga, której trudno szukać w poza wojennych realiach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.