– Byłem przerażony tym, co zobaczyłem. Jak długo żyję, czegoś takiego nie widziałem. Zwierzę cierpiało, męczyło się. Takie działania, metody to patologia – mówił w rozmowie z „Gazetą Pomorską” leśniczy lasów komunalnych Grudziądza Mateusz Cieślakiewicz, który ze względu na doświadczenie w prowadzeniu podobnych akcji ratunkowych został wezwany do pomocy w uwolnieniu daniela, który był uwięziony we wnykach.
„Takie działanie prowadziło do długiego cierpienia i męczarni”
Zdaniem Cieślakiewicza wnyki zostały skonstruowane domową metodą. – Skonstruowane zostały ze stalowej linki i umieszczone w miejscu migracji zwierząt. Daniel zaplątał się porożem w drut. Gdyby szyją... raczej nie miałby szans. Takie działanie prowadziło do długiego cierpienia i męczarni – uzasadniał leśniczy.
– Drut zacieśniał się, a zwierzę nie miało możliwości poruszania się, co finalnie mogłoby zakończyć się jego śmiercią – mówiła „Gazecie Pomorskiej” rzeczniczka prasowa Nadleśnictwa Jamy Aleksandra Żelazny. – Jesteśmy wstrząśnięci, że nadal istnieją tacy ludzie, którzy wykorzystują bestialskie metody i skazują zwierzyną na cierpienie w tak drastyczny sposób. Od dawna na terenie naszego nadleśnictwa nie odnotowaliśmy przypadków kłusownictwa – kontynuowała Żelazny.
– Apelujemy, aby spacerując po lesie zwracać uwagę na takie rzeczy jak druty czy linki stalowe umieszczane przy drzewach i bezzwłocznie powiadamiać służbę leśną lub policję – mówiła Żelazny. Poinformowała również, że sprawa ta zostanie zgłoszona na policję. Za kłusownictwo grozić może kara grzywny, ograniczenia wolności lub do roku pozbawienia wolności.
Czytaj też:
Pijany kierowca wpadł, bo jechał z czteropakiem piwa na dachuCzytaj też:
Ziobro miał przy sobie broń. „Czynienie z tego sensacji jest rzeczą zupełnie niezrozumiałą”