– Ta osoba, która jest za drzwiami i czeka na przesłuchanie zabiła mi kolegę. Kloszem w niego rzucała, skakała po nim – twierdzi świadek Marek Ł., pseudonim „Legia”, doprowadzony na rozprawę po prawie roku od ujawnienia śmierci Patryka J. w mieszkaniu przy ulicy Małej na warszawskiej Pradze. Świadka szukano w noclegowniach, w ogródkach działkowych, na dworcach. Marek Ł. przepadł jak kamień w wodę po przesłuchaniu w komisariacie policji pod koniec marca 2021 roku.
Kiedy wreszcie stanął za barierką dla świadków okazało się, że ma we krwi 1,02 promila alkoholu.
Z płaczem odwołał swoje zeznania sprzed roku złożone w prokuraturze. Wówczas, jako mordercę wskazał oskarżonego w tym procesie Krzysztofa J. Tak zeznawał do policyjnego protokołu:
„W mieszkaniu Patryka J. siedzieli w trzech: on, gospodarz lokalu i bezdomny Łukasz Z. Pili wódkę. To było 13 marca 2021 roku. Pod wieczór odwiedził Patryka J. jego starszy brat Krzysztof. Przyniósł pół litra. Kiedy alkohol się skończył, Patryk kazał Krzyśkowi przynieść ze sklepu kolejną butelkę. Tamtemu nie chciało się wychodzić. Wtedy Patryk uderzył go z tzw. liścia i wyzwał od najgorszych. Napastowany chwycił leżący na podłodze nóż i dźgnął brata w rękę. Następnie w furii rozbił na głowie Patryka talerz, zerwał z sufitu żyrandol i rzucił nim w brata, gdy ten leżał nieruchomo w kałuży krwi. Przeciągnął pobitego do drugiego pokoju, zasłonił wejście kotarą. Nie pozwolił tam zaglądać; bo”.
Następnie usiedli przy stole i dopili to, co zostało w butelce.
– Nie wiem, dlaczego tak wtedy powiedziałem, chciałby sprostować – poinformował świadek po odczytaniu na rozprawie jego zeznań złożonych w komisariacie. – Prawda jest inna, to Łukasz Z. zabił Patryka. Skłamałem, kiedy przesłuchiwała mnie policja. Teraz mam wyrzuty sumienia. Niewinna osoba nie może iść do więzienia, niech odpokutuje ten, co to zrobił...
Nie wiem, jaki to był dzień tygodnia, może poniedziałek 15 marca. Jestem alkoholikiem, mam zaniki pamięci – zeznał Marek Ł. w sądzie. Popijaliśmy we trzech: Patryk, Łukasz i ja. Oskarżonego Krzysztofa J. nie było wtedy na Małej. Łukasza coś zdenerwowało, zaczął bić Patryka. Kiedy przestał, Patryk przeciął sobie żyły nożem i upadł na podłogę. Łukasza znowu wzięła pijacka złość, wyrwał z sufitu w dużym pokoju klosz i uderzył nim Patryka w głowę, potem skakał po nim. Kiedy wychodziliśmy z mieszkania, Patryk był w łóżku. Sam się położył. Nie krzyczał, nie wołał o pomoc, nic nie mówił. Nie wiedziałem, że umiera.
Według relacji tego świadka, w jadłodajni dla bezdomnych na Dworcu Centralnym spotkali Krzysztofa J. i dali mu klucz od mieszkania na Małej, nie mówiąc o pobiciu gospodarza. Tę noc Marek Ł. przespał na klatce schodowej albo w autobusie. Nie pamięta.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.