Do zdarzenia doszło na początku czerwca 2021 r. w Poznaniu.
Mężczyzna został trafiony pięciokrotnie
Jak relacjonuje Gazeta Wyborcza, stróże prawa otrzymali zgłoszenie o zakrwawionym mężczyźnie, który przechadzał się ulicami. Okazało się, że to chory na schizofrenię 39-latek. Jak orzekli biegli, w chwili zdarzenia miał zniesioną poczytalność.
Wysłany na miejsce patrol dostrzegł mężczyznę, gdy chował się za słupem energetycznym. Jego ręce i nogi rzeczywiście były zakrwawione, gdyż wcześniej okaleczył się nożem.
Policjanci użyli wobec 39-latka broni służbowej. Z dokładnym odtworzeniem przebiegu sytuacji nie było większych trudności, gdyż została ona zrejestrowana przez kamerę monitoringu. Funkcjonariusze oddali łącznie 17 strzałów, z czego 5 było celnych. 39-latek trafił do szpitala w ciężkim stanie, ale udało się go uratować.
„Biegł na mnie. Krzyczał, że ma nóż i mnie zabije”
Policjanci bronili się przed sądem, że działali w warunkach obrony koniecznej. Podkreślali przy tym, że celowali w dolne partie ciała.
39-latek biegł w ich kierunku oraz nie reagował na żadne polecenia. Wydawało się, że jest uzbrojony w nóż, którym wcześniej zadał sobie rany. Jednak się później okazało, 39-latek porzucił wcześniej nóż w lesie.
– Mężczyzna mówił: „Mam nóż przy tętnicy udowej, nie podchodźcie, bo ją przetnę, i zabiję każdego, kto mi przeszkodzi”. Ręce i dłonie chował w okolicę krocza, nie widziałem ich. Poinformowałem kolegów, by zachowali szczególną ostrożność, bo mężczyzna może mieć nóż – tłumaczył przed sądem jeden z oskarżonych.
– Powiedział mi, że dzisiaj zginę, że zabierze mnie do Boga. Mnie i każdego policjanta po kolei – dodał kolejny. – Biegł na mnie. Krzyczał, że ma nóż i mnie zabije. Oddałem strzały, odbierając bezpośrednie zagrożenie, atak na moje życie i zdrowie – uzupełnił trzeci z oskarżonych.
Jakie jest stanowisko prokuratury?
Te tłumaczenia nie przekonały prokuratury. W opinii śledczych policjanci nie mieli prawa oddać strzałów, a interwencja został przeprowadzona w sposób nieprawidłowy.
Prokuratura stoi na stanowisku, że policjanci mieli przewagę liczebną i powinni obezwładnić 39-latka bez użycia broni, np. przy użyciu chwytów obezwładniających, miotacza gazu czy psa służbowego, który był na miejscu interwencji. Gazeta Wyborcza przytoczyła opinię biegłego, który jest wykładowcą w Szkole Policji w Pile.
„Jego zdaniem interwencja powinna była wyglądać tak: dwóch policjantów obezwładnia chorego przy użyciu kajdanek i siły fizycznej, a trzeci z psem ich asekuruje. Z chorym należało też spokojnie rozmawiać, wyciszać go, a nie prowokować mierzeniem z broni. Jej użycie jest zaś ostatecznością” – czytamy w publikacji.
Czytaj też:
Psy tropiące i ciężki sprzęt. Śledczy nie odpuszczają ws. zaginięcia Madeleine McCannCzytaj też:
Był objęty ustawą o bestiach. Wpadł w ręce policji dzięki czujności rodziców