Burza, która pojawiła się w Mikołajkach, przyszła aż z Rzeszowa. Z każdym kilometrem była silniejsza i bardziej niebezpieczna. Jednak biuro prognoz IMiGW w Białymstoku, przygotowujące komunikaty pogodowe dla województwa warmińsko-mazurskiego nie miało precyzyjnych informacji na ten temat. Powodem był brak łączności z radarem w Legionowie.
Radar ten wysyła informacje o pogodzie do IMiGW w Warszawie. We wtorek nie mógł tego zrobić, bo nie działał kabel łączący radar z instytutem meteorologii. - Mieliśmy przerwę w łączności, ale fakt ten nie miał istotnego znaczenia dla tego, co się stało - zapewnia dr Michał Ziemiański, główny synoptyk meteorologiczny kraju i zastępca dyrektora IMiGW w Warszawie.
Wbrew temu, co twierdzi dyrektor, radar mógł jednak mieć duże znaczenie w przewidzeniu siły wiatru i intensywności burzy, bowiem to bardzo precyzyjne urządzenie.
- To była burza ekstremalna, która tworzy się w wyniku procesów lokalnych - odpiera zarzuty dr. Ziemiański. Za brak łączności wini operatora telekomunikacyjnego. TP SA twierdzi natomiast, że wszystkiemu winni są złodzieje, którzy uszkodzili kabel.
pap, ss