Jak poinformował rzecznik prokuratury Krzysztof Kopania, posłowi przedstawiono w sumie siedem zarzutów. Według śledczych, Łyżwiński miał zgwałcić kobietę, popełnił przestępstwo łapownictwa polegającego na "przyjmowaniu bądź żądaniu w związku z pełnioną funkcją publiczną posła na Sejm korzyści osobistych o charakterze seksualnym". Poseł miał również wykorzystywać bądź usiłował wykorzystać seksualnie "poprzez nadużycie stosunku zależności" cztery kobiety. Ponadto nakłaniał Anetę Krawczyk (głównego świadka w sprawie - PAP) do przerwania ciąży oraz podżegał do porwania biznesmena i przetrzymywania go jako zakładnika w celu zmuszenia go do zapłaty 500 tys. zł.
Kopania przyznał, iż nie jest w stanie odpowiedzieć, czy podejrzany przyznaje się do stawianych zarzutów. Nie powiedział też, czy zostanie w tej sprawie skierowany wniosek o areszt. "Taka decyzja podjęta zostanie po zakończeniu przesłuchania posła, a kiedy się ono zakończy, nie mogę tego podać" - mówił rzecznik. Zarzuty obejmują lata 1999-2003. Za najcięższe z nich grozi kara do 10 lat więzienia.
W kilka minut po rozpoczęciu przesłuchania Łyżwiński źle się poczuł i został przewieziony do jednego ze szpitali. Jak powiedział jego adwokat Wiesław Żurawski, ze względu na stan zdrowia posła nie miał on z nim "żadnego kontaktu i trudno byłoby mu go bronić". Przesłuchanie posła przełożono na sobotę rano. Ma się ono jednak odbyć w szpitalu.
Żurawski przyznał, że broniąc Łyżwińskiego, będzie się starał pokazać "kto stoi za aferą i kto ją finansował". Nie chciał jednak mówić o szczegółach. Jest przekonany, ze jego klient będzie składał wyjaśnienia, bo wreszcie będzie miał możliwość zaprezentowania własnej wersji wydarzeń.
Stanisław Łyżwiński został przywieziony w piątek po południu do łódzkiej prokuratury ze szpitala w Gdańsku, w którym przebywał od poniedziałku z podejrzeniem choroby wieńcowej. W czwartek wieczorem został tam zatrzymany, w piątek rano biegły zbadał stan zdrowia posła i stwierdził, że jest dobry. Ta opinia umożliwiła przewiezienie Łyżwińskiego do Łodzi.
Tuż przed wjazdem karetki do budynku łódzkiej prokuratury, na ulicy wstrzymany został ruch samochodów. Kordon policji zablokował dziennikarzom dostęp do bramy wjazdowej. Przed budynkiem ustawiła się tez grupka gapiów.
Możliwość postawienia posłowi zarzutów i jego przesłuchanie to efekt czwartkowej decyzji Sejmu, który uchylił Łyżwińskiemu immunitet oraz wyraził zgodę na jego zatrzymanie i ewentualne aresztowanie.
Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu ubiegłego roku, po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi.
Krawczyk twierdziła też, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera.
Prokuratorskie śledztwo dotyczy "żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym" przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. Dotąd przesłuchano w nim ponad 150 osób.
Pod koniec czerwca łódzka prokuratura okręgowa oskarżyła radnego sejmiku woj. łódzkiego i działacza Samoobrony Jacka P. m.in. o nakłanianie Krawczyk do przerwania ciąży i narażenie życia kobiety. Ponadto Jacek P. oskarżony jest o usiłowanie poplecznictwa, a tym samym utrudnianie śledztwa. Grozi mu kara do 8 lat więzienia.
Zarzuty postawiono także b. działaczowi Samoobrony z Myślenic Franciszkowi I. i b. działaczowi tej partii z Tomaszowa Maz. Pawłowi G. I. jest podejrzany o poplecznictwo i podżeganie do składania fałszywych zeznań, a Pawłowi G. zarzuca się grożenie śmiercią Krawczyk i poplecznictwo. Grozi im kara do 5 lat więzienia.ss, ab, pap