Łódzki sąd aresztował w niedzielę na 3 miesiące posła Stanisława Łyżwińskiego (d. Samoobrona). Zatrzymanemu w związku z tzw. seksaferą posłowi prokuratura przedstawiła w sumie 7 zarzutów. Jest on podejrzany m.in. o gwałt i wykorzystanie seksualne czterech kobiet. Łyżwiński nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu kara do 10 lat więzienia. Ma zostać umieszczony na oddziale szpitalnym zakładu karnego w Łodzi.
"PiS zafundowało nam to, że areszty odbywają się na łóżkach szpitalnych, a nie, tak jak kiedyś, na korytarzach. To jest dzieło ministra sprawiedliwości, który miał stać na straży swobód obywatelskich, prawa do porządku, prawa obywateli do rzetelnego procesu, a w rzeczywistości ręcznie steruje zarówno prokuraturą, jak i sądami" - mówiła na konferencji prasowej w Łodzi Łyżwińska.
"Panie ministrze Ziobro, wymiar sprawiedliwości w pańskich rękach nigdy nie będzie narzędziem do prowadzenia prywatnych wojen, do niszczenia człowieka. Mój mąż nie jest gwałcicielem ani przestępcą. Pokładam ufność, że szybki proces pozwoli mojemu mężowi oczyścić się z zarzutów" - podkreśliła Łyżwińska.
Jej zdaniem, sprawa ma charakter polityczny; minister sprawiedliwości wydał polecenie o aresztowaniu jej męża.
"Panie ministrze, co takiego się stało, że poza wydarzeniami politycznymi ostatnich dni, był nagle potrzebny areszt jednego z czołowych działaczy Samoobrony. Pan wydał polecenie aresztowania mojego męża. Dlaczego dopiero teraz, skoro powołuje się na dowody zebrane sprzed ponad pół roku" - zaznaczyła posłanka. Jej zdaniem, w trzech okręgach - Białystok, Łódź i Katowice - prokuratury i sądy są dyspozycyjne wobec ministra sprawiedliwości.
Łyżwińska nie wierzy w winę męża. Jej zdaniem, zeznające w tzw. seksaferze pokrzywdzone kobiety wszystko zmyśliły i jest to nieprawda. "Spokojnie przyjmowałam od początku +seksaferę+ bo wiedziałam, że to jest niemożliwe" - mówiła.
Obrońca Łyżwińskiego, mec. Wiesław Żurawski zapowiedział, że będzie chciał jak najszybciej - w ciągu kilku dni - złożyć zażalenie na decyzję sądu o aresztowaniu posła. Jego zdaniem, postanowienie sądu nie jest przekonywujące, a sąd m.in. nie rozważył w ogóle dowodów świadczących na korzyść podejrzanego.
"Ani jednym słowem w uzasadnieniu ustnym czy pisemnym sąd nie odniósł się do tych dowodów, tak jakby ich w ogóle nie było. To mi daje podstawy to twierdzenia, że orzeczenie zostało oparte na niepełnym materiale dowodowym" - mówił adwokat.
Zdaniem obrońcy, w uzasadnieniu postanowienia sądu brakuje rozważenia możliwości zastosowania innych środków zapobiegawczych niż areszt. Sąd - zdaniem obrońcy - nie odniósł się także do tego, czy aresztowanie nie spowoduje zbyt ciężkich skutków dla zdrowia podejrzanego. "Jako prawnik uważam, że jest to orzeczenie dotknięte zbyt wieloma uchybieniami, aby nie można było tego skutecznie zaskarżyć" - podkreślił Żurawski.
Mecenas odniósł się także do sprawy złożonego przez siebie wniosku dowodowego, na przeprowadzenie którego - według niego - nie zgodziła się prokuratura. Przyznał, że wnioskował o przeprowadzenie dowodu związanego ze stanem zdrowia podejrzanego, który miałby istotne znacznie dla oceny całego materiału dowodowego.
Przyznał, że jeden z aspektów obrony jest oparty m.in. na stanie zdrowia posła. Nie chciał mówić o szczegółach, bo - jak utrzymuje - zakazał mu tego prokurator. Wiadomo jedynie, że dowód ma być poparty wynikami badań od 1981 roku. "Ten dowód miał na celu potwierdzenie wyjaśnień złożonych przez mojego klienta" - powiedział Żurawski. Dodał, że po aresztowaniu nie widział się ze swoim klientem.ab, pap