"Premier krzyczał na mnie, że jestem agentem i wariatem"

"Premier krzyczał na mnie, że jestem agentem i wariatem"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost 
Agentem i wariatem miał nazwać premier Marka Jurka, gdy ten zapowiedział, że rezygnuje z funkcji marszałka Sejmu, pisze "Życie Warszawy".

Gazeta - jako pierwsza - publikuje fragmenty dziennika byłego polityka PiS i marszałka Sejmu, Marka Jurka i zapowiada, że pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze dwumiesięcznika "Christianitas".

Pierwszy fragment dotyczy 21 lutego br. Marek Jurek pisze: "Obawiam się, że dla Jarosława Kaczyńskiego sytuacją pożądaną byłoby, gdyby wyborcy katolicko-konserwatywni musieli głosować na niego, jednocześnie nie mając żadnego realnego wpływu na jego politykę. Na taki model partii - sprowadzenie nurtu katolicko- konserwatywnego do rzędu formacji posiłkowej".

Pod datą 13 kwietnia, były Marszałek Sejmu zapisał: "Przegraliśmy. Za zmianą konstytucji w art. 30 głosowało 60 proc. posłów. Wynik bardzo dobry, zaprzeczający sugestiom o skrajności projektu. Zanim do tego doszliśmy, miała miejsce awantura (...). Premier przyjechał na Klub i wygłosił kuriozalną mowę o tym, że jak posłowie będą się buntować, to zrobi wybory, a w partii, która zejdzie do poziomu 20 proc., skrajności są niepotrzebne".

I następnego dnia: "Idąc na Radę Polityczną zostałem najpierw poproszony do Jarosława, który brutalnie zażądał aby w ogóle nie poruszać na Radzie sprawy ochrony życia. Przy okazji obrzucając mnie stekiem wyzwisk: +agent albo wariat+, +tylko dzięki mnie jesteś marszałkiem, beze mnie nawet byś posłem nie był+. Na uwagę, że mi nie pozwala pierwszego zdania dokończyć - krzyk: ja tu jestem szefem".

Dwa dni później Marek Jurek powiedział premierowi, że odchodzi z PiS. "Jarosław odpowiedział, że biorę na siebie odpowiedzialność za przyspieszenie wyborów i dojście do władzy Platformy i komunistów".

Rzecznik rządu Jan Dziedziczak odmówił "Życiu Warszawy" komentarza w sprawie słów premiera, podaje gazeta.

pap, ss