Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Jak została pani syreną?
Ewelina Korzonek: Fascynacja syrenami zaczęła się w dzieciństwie. Zresztą zawsze kochałam wodę, wiedziałam, że to mój żywioł, a gdy doszła do tego „Ariel”, całkowicie przepadłam. Dziś jestem nauczycielką wychowania fizycznego ze specjalizacją „instruktor pływania”. Co ciekawe, całe dzieciństwo marzyłam, żeby pływać wyczynowo, ale pływać nauczyłam się sama. Dopiero na studiach przeszłam profesjonalne szkolenie.
W 2019 r. zobaczyłam w internecie, że kobiety pływają z syrenimi ogonami, że ktoś, gdzieś, coś takiego robi. Byłam wtedy w ciąży, bycie syreną pozostawało poza moim zasięgiem, poza tym myślałam, że w Polsce wtedy jeszcze nikt nie prowadzi takich kursów.
Ale moda z Zachodu pojawiła się i u nas, przywiozła ją Magdalena Gębicka, założycielka Akademii Syren.
Urodziłam synka, potem córkę, przez cztery lata to wszystko obserwowałam i marzyłam o tym, by zostać instruktorką mermaidingu, bo tak oficjalnie nazywa się ten „sport”.
Wiedziałam, że na Śląsku nikt takich kursów jeszcze nie robi, stwierdziłam więc, że bardzo chciałabym wprowadzić to do mojego miasta. Problem polegał tylko na tym, że po ciąży przytyłam 30 kilogramów, bałam się, że wszyscy będą się ze mnie śmiać.
Bo nie dość, że syrena, to jeszcze plus size… Przecież syrenki kojarzą się z pięknymi i szczupłymi ciałami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.