Jak głosi stare powiedzenie – w polityce zagranicznej nie ma stałych przyjaciół ani wrogów, są tylko stałe interesy. Choć intuicyjnie reagujemy na takie dictum grymasem moralnego oburzenia, dzieje się tak dlatego, że etykę indywidualną podstawiamy w miejsce relacji między państwami. A państwa w swoich działaniach nie mogą się kierować empatią pojedynczego człowieka.
Jak widać po ostatnich ruchach na arenie międzynarodowej, tę lekcję rząd w Kijowie odrobił wzorowo. Gdy Polska wraz z Węgrami, Rumunią, Bułgarią i Słowacją zapowiedziała przedłużenie embarga na ukraińskie zboże, premier Ukrainy Denis Szmyhal określił zapowiedź premiera Morawieckiego jako "nieprzyjazne i populistyczne posunięcie“. O innych państwach się nie wypowiadał.
– Zobaczymy, jak wszystko zostanie odblokowane. Ale droga pani Ursula von der Leyen obiecała mi osobiście, że po 15 września nie będzie już więcej blokad – stwierdził z kolei pod koniec czerwca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Nie polski rząd, ale „pani Ursula“. I to wszystko w obecności prezydenta Andrzeja Dudy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.