Na osiedlu Widawa we Wrocławiu nieznany sprawca – najprawdopodobniej – włożył kotu do pyszczka petardę, która wybuchła – podała „Gazeta Wrocławska”. Do opisywanej sytuacji doszło między 22 a 25 lipca.
– Nasz kot jest udomowiony, na spacery wychodził do ogrodu lub do maksymalnie 200 metrów poza dom. Zawsze wracał na noc, ale nie tym razem. Od razu nas to zaniepokoiło i rozpoczęliśmy poszukiwania – przekazał pan Krzysztof, właściciel kota.
Nieznany sprawca „zmasakrował” czworonoga. „W pyszczku kota wybuchła petarda”
Zwierzę wróciło do domu ok. godz. 21:00 we wtorek 25 lipca. Stan czworonoga był ciężki. Kot był poraniony, a obrażenia widoczne w okolicy pyszczka. Właściciele od razu zabrali swojego podopiecznego do szpitala dla zwierząt.
– Po godzinie mieliśmy już pierwsze wyniki wstępnych badań. Lekarz dyżurny przekazał nam, że w pyszczku kota wybuchła petarda. Kot wrócił do nas bez oka, z w połowie urwanym językiem, przestawioną żuchwą i osmoloną nosogardzielą. Ktoś, kto to zrobił, zmasakrował naszego kotka – relacjonował pan Krzysztof w rozmowie z „Gazetą Wrocławską”.
Leczenie może kosztować 10 tys. zł. Właściciele szukają sprawcy
Kot nadal przebywa w szpitalu, a jego stan poprawia się. Język i skóra wokół oczodołu, po usunięciu oka, zostały zaszyte, gardło oczyszczone i nastawiona szczęka. Jeszcze przez co najmniej kilka dni zwierzę będzie karmione przez sondę. Dotychczasowe leczenie czworonoga kosztowało już właścicieli 6 tys. zł. Szacuje się, że koszty mogą jeszcze wzrosnąć – nawet do 10 tys. zł.
Właściciele zwierzęcia zgłosili sprawę na policję. Jednocześnie szukają sprawcy lub sprawców na własną rękę. Planują także wyznaczenie nagrody za pomoc w ustaleniu tożsamości osób, które skrzywdziły zwierzę.
Czytaj też:
Tragedia w starciu pseudokibiców. Mężczyzna zginął na miejscuCzytaj też:
Tragiczny finał ucieczki z poprawczaka. 20-latek utonął w jeziorze