Rokita powiedział, że w zaistniałej sytuacji premier powinien raczej powierzać funkcje ministerialne sekretarzom stanu w resortach. "Nie chcę o nic apelować, bo apele opozycji to jakby rzucać grochem o ścianę. Raczej jako obywatel podpisuję się pod apelem profesora, znawcy prawa konstytucyjnego" - mówił.
Prof. Rzepliński, który na wniosek Rokity przedstawił swą ekspertyzę konstytucyjną, podkreślił, że Platforma miała prawo wnosić do Sejmu o odwołanie nawet wszystkich ministrów rządu Jarosława Kaczyńskiego, nie wnosząc konstruktywnego wotum nieufności, czyli nie proponując innego rządu z nowym premierem (premier Kaczyński uznaje takie działanie PO za obejście konstytucji).
Według Rzeplińskiego, konstytucyjny przepis mówiący o kontroli Sejmu nad władzą wykonawczym, uprawnia parlamentarną większość do takich kroków. "Słowo +kontrola+ jest bardzo mocnym uprawnieniem i jest tu kluczowe. (...) Funkcja kontrolna parlamentu jest nawet ważniejsza od ustawodawczej. Są systemy demokracji parlamentarnej, w których rząd może wydawać dekrety o mocy ustawy, ale nie ma takich systemów, w których ten parlament nie kontroluje rządu" - zaznaczył.
Ponadto - zwracał uwagę prof. Rzepliński - konstytucja RP mówi nie tylko o indywidualnej, ale także solidarnej odpowiedzialności członków rządu. Z tego właśnie profesor wywodzi dopuszczalność domagania się dymisji nawet tych ministrów, którzy są oceniani względnie dobrze.
Prof. Rzepliński podkreślił, że Jarosław Kaczyński odwołując ministrów przed rozpatrzeniem w Sejmie wniosków PO o udzielenie im wotów nieufności, w istocie rzeczy wykonał te wnioski opozycji. Jego zdaniem, pogwałcił jednak konstytucję, wnosząc o przywracanie tych samych osób na stanowiska, z których zostały odwołane; stało się tak już z szefową MSZ Anną Fotygą i ministrem transportu Jerzym Polaczkiem. "Premier w tym momencie jakby samowolnie uchylił ten konstytucyjny przepis (o parlamentarnej kontroli - PAP), nie uzasadniając tej decyzji w żaden sposób" - mówił Rzepliński.
W jego opinii także prezydent Lech Kaczyński złamał konstytucję, bo jako najwyższy strażnik jej przestrzegania, zaaprobował nielegalną praktykę proponowaną przez premiera. "Niestety, nikt tego nie mówi z przyjemnością, ale to bardzo jaskrawe, że prezydent pogwałcił konstytucję" - oświadczył Rzepliński.
"Analizowaliśmy, czy w innych krajach Europy demokratycznej były podobne sytuacje, by premier powoływał odwołanych wcześniej ministrów. Nie znaleźliśmy takiego przypadku w historii Europy po II wojnie światowej. Polska staje się krajem złych precedensów" - ocenił Rokita. Jego zdaniem, ta sprawa pokazuje, że prezydent "utracił zdolność kontrolowania premiera", którym jest jego brat i że "funkcja najwyższego strażnika konstytucji zdaje się zanikać". Dodał, że to pierwszy przypadek, w którym widać, iż złą rzeczą jest sprawowanie dwóch najważniejszych funkcji przez braci bliźniaków, na co zwracano uwagę już wcześniej.
Rokita, pytany o dalsze kroki w tej sprawie odparł, że jest ona tak poważna, iż nie należy oczekiwać ciągu dalszego, który mógłby zostać uznany za wpisujący się w kampanię wyborczą. "Chcę najpierw pomyśleć, a potem zrobić" - powiedział, mówiąc, że może nawet powinna zostać wszczęta procedura impeachmentu wobec prezydenta. Tym bowiem byłby ewentualny wniosek o pociągnięcie głowy państwa do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu. Rzepliński przyznał jednak, iż "przy obecnej arytmetyce parlamentarnej, jest to czymś czysto teoretycznym". Swoje niedzielne wystąpienie Rzepliński uznał za "prewencyjne działanie" wobec zapowiedzi premiera, że kolejni odwołani ministrowie szybko wrócą na swe funkcję. Apelował do prezydenta, by "stał na straży konstytucji". "Panowie bracia, nie traktujcie konstytucji lekce" - dodał Rokita.
Również konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski z UW uważa, że doszło do naruszenia konstytucji. Jak wyjaśnił, premier może wystąpić do prezydenta o dokonanie zmian w składzie rządu, ale "jeśli to działanie premiera i prezydenta ogranicza i paraliżuje uprawnienia Sejmu do uchwalania wotum nieufności, to tym samym, mamy do czynienia z takim wykonywaniem prawa, które prowadzi do jego naruszenia".
Według Piotrowskiego, dyskusyjna może być kwestia uchwalenia wotum nieufności wobec wszystkich ministrów jednocześnie. "Wystąpienie takie może budzić niepokój władzy wykonawczej o jej działania i o jej stabilność" - powiedział. Jednak nie uzasadnia to ograniczenia praw Sejmu. "Do uchwalenia tych wniosków jeszcze nie doszło, a już nastąpiły zmiany w rządzie, które miały na celu pozbawienie Sejmu prawa do debaty".
"Paraliżowanie funkcji kontrolnych Sejmu, niezależnie od motywów, jest naruszeniem konstytucji. Nie nastąpiło sparaliżowanie prac rządu przez Sejm, tylko odwrotnie: sparaliżowanie pracy Sejmu przez premiera i prezydenta" - powiedział Piotrowski.
"Jeżeli by przyjąć, że w przyszłości prezydent i premier mogą w ten sposób odnosić się do wniosków o wotum nieufności swoich ministrów, uznając, że debatowanie nad takim wnioskiem i ewentualne jego uchwalenie nie służy interesowi państwa, to mogą całkowicie przekreślić ten fragment konstytucji" - powiedział Piotrowski.
Dodał, że konstytucję można oczywiście zmienić, ale "dopóki ona obowiązuje, to nie można postępować tak, aby nie mogła ona być stosowana".