Eliza OIczyk, „Wprost”: Ale się porobiło z tym campusem Rafała Trzaskowskiego. Mam na myśli panel symetrystów, który się nie odbędzie, bo jeden z uczestników przestał być mile widziany. Pozostali się obrazili i zrezygnowali z uczestnictwa w imprezie, a za nimi inni zaczęli się wycofywać. To chyba spory kłopot wizerunkowy dla organizatorów?
Łukasz Młyńczyk: Na pewno. W przypadku polityków myśli, słowa i czyny powinny iść ze sobą w parze. Jeżeli polityk buduje swoją wiarygodność polityczną wokół otwartości na debaty i inne poglądy, deklaruje liberalne podejście do społeczeństwa, to powinien się tego trzymać. Tymczasem nagle okazuje się, że ktoś nie pasuje do takiego otwartego, tolerancyjnego środowiska, bo nie wyraża właściwych poglądów i cała dyskusja o otwartości staje się funta kłaków warta. Ta sytuacja pokazuje w jakim miejscu się znaleźliśmy.
W jakim miejscu?
Politycy zarazili się wątpliwymi zasadami obowiązującymi w społeczności twitterowej. Do niedawna było tak, że PO miała swoich bohaterów – Władysława Bartoszewskiego, Leszka Balcerowicza, Adama Michnika. To były osoby, które miały przez lata mandat do tego, by wskazywać kierunki debaty Platformy. A teraz jednego Adama zastąpił inny Adam, tylko, że jest to postać z grona internetowych aktywistów Silni Razem. I niespodziewanie politycy stracili jakąś busolę. Zaproponowano coś radykalnego w formie i treści, coś, co się nie mieści w tradycyjnej, neutralnej kulturze dyskursu, bo zawiera słowną agresję, a politycy zaczęli się do tego przyklejać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.