Łukasz Kachnowicz, z wykształcenia teolog, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W latach 2010-2019 ksiądz rzymskokatolicki, znawca mediów społecznościowych, popularny bloger. Pracował w parafiach w Puławach i Lublinie. Po odejściu z kapłaństwa współpracował z organizacjami pozarządowymi, m.in. Lambdą Warszawa.
Rozmowa ukazała się w książce „TO JEST TAKŻE NASZ CHRYSTUS. Rozmowy z chrześcijanami LGBT”, której autorem jest Marcin Dzierżanowski.Twoja rodzina była mocno wierząca?
Niezbyt. Rodzice zawsze głosowali na SLD, do kościoła raczej nie chodzili. Moje zaangażowanie religijne zaczęło się pod koniec liceum.
W jakich okolicznościach?
W czwartej klasie liceum pojechałem do przyjaciółki, która mieszkała pod Lublinem, żeby się wspólnie uczyć do matury z chemii. Powiedziała, że chce iść na spotkanie Odnowy w Duchu Świętym, mogę u niej poczekać albo pójść z nią. Bez specjalnego namysłu poszedłem, a tam modlitwa, jakiej nigdy wcześniej nie widziałem. Jakieś ekstazy, modlitwy językami, dziwne emocjonalne przeżycia. Pierwsza reakcja: oni wszyscy są ostro pieprznięci. Ale zaraz pomyślałem, że przecież moja koleżanka jest normalna. Zacząłem być ciekawy tej duchowości, bo choć nie wszystko z niej rozumiałem, czułem, że jest w niej jakiś ogień.
Wciągnęła cię?
Jeszcze jak! Zachłysnąłem się Kościołem wspólnotowym, którego wcześniej nie znałem. Przy okazji zacząłem chodzić codziennie na wieczorną mszę.
Co na to rodzice?
Robili wielkie oczy, trochę się pukali w czoło. Pytali, czy na pewno ze mną wszystko okej. Mama powtarzała: „Łukasz, czy ty nie przesadzasz?”. W pewnym momencie miałem już alergię na słowa „nie przesadzaj”. Mniej więcej wtedy pojawiła się myśl o pójściu do zakonu. Kupiłem sobie nawet „Leksykon zakonów w Polsce” i godzinami wyszukiwałem zgromadzenia, do którego mógłbym pójść.
Brałem pod uwagę różne kryteria, łącznie z kolorem i krojem habitu. W końcu jednak wymyśliłem, że pójdę do pallotynów.
Mają najładniejsze stroje?
Aż tak powierzchowny mimo wszystko nie byłem. Podobało mi się, że bracia w tym zakonie mają sporo autonomii i wolności. Pamiętam, że mama nie umiała zapamiętać nazwy. Ciągle mówiła „palantyni”.
W końcu jednak poszedłeś do diecezjalnego seminarium.
Namówili mnie księża z mojej parafii. Zadecydowała też moja natura mieszczucha – od urodzenia mieszkałem w Lublinie i nie za bardzo chciałem z niego wyjeżdżać.
Jak zareagowali rodzice?
W sumie nawet się ucieszyli. Wcześniej, gdy im wyskoczyłem z tym zakonem, byli załamani. Nie dość, że nie będą mieli wnuków, to jeszcze ich jedynak zamknie się w jakimś klasztorze i stracą syna na amen!
W tej sytuacji wersja, że będę zwykłym księdzem, wydała im się stosunkowo lajtowa.
Powiedz szczerze, to seminarium to była ucieczka od homoseksualności?
Wydaje mi się, że nie. Moja rodzina nie była konserwatywna, nie czułem presji, żeby mieć żonę i dzieci. Poza tym naprawdę byłem wtedy nabuzowany religijnie.
W liceum przeżyłeś pierwszą miłość?
Podkochiwałem się w jakichś chłopakach, ale żadnej poważnej relacji nie miałem. Jestem z rocznika 1985, maturę zrobiłem w 2004 r., więc to były inne czasy.
Ale przecież czułeś, że podobają ci się faceci.
Nie znałem jednak żadnego geja i siebie tak nie nazywałem. Seminarium i homoseksualność mi się nie kłóciły. W głowie miałem hasło, że Kościół jest domem otwartym dla wszystkich. Wiem, że w dzisiejszych czasach brzmi to jak żart, ale wydawał mi się wtedy bezpieczną, przyjazną przestrzenią.
W seminarium nikt cię nie pytał o seksualność?
Nikt. Zakaz święcenia osób homoseksualnych wprowadzono w 2005 r., a ja poszedłem do seminarium rok wcześniej. Nie miałem poczucia, że kogokolwiek oszukuję albo że coś ukrywam. Dopiero później zaczęto mówić, że geje nie mogą być księżmi. Pamiętam, że używano formuły, że przeszkodą są „głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.