Joanna Miziołek, „Wprost”: O co pytają ludzie, których spotyka Pan na ulicy? O praworządność?
Adam Bodnar: W sytuacjach, kiedy ich spotykam, czyli albo podczas gromadzenia podpisów, albo podczas akcji ulotkowych, ludzie są w biegu do pracy. Jeżeli już się zatrzymują, to raczej z wyrazami poparcia. Czasem używają mocniejszych słów. Natomiast jeśli mogą dłużej porozmawiać, to dyskutujemy na różne tematy. Praworządność nie pojawia się zbyt w często w takich codziennych rozmowach.
Bronił Pan filmu Agnieszki Holland. Oddaje rzeczywistość?
Dla mnie momentami ten film miał charakter dokumentalny.
Niektóre postacie aktywistów z organizacji społecznych, to ludzie których znam, którzy jeździli na granicę. Taką osobą przedstawioną w filmie był lekarz Jakub Sieczko, autor książki „Pogo”, który stworzył tą całą grupę lekarzy, medyków, którzy pomagali na granicy. Mam regularny kontakt z Grupą Granica.
W filmie jest taka scena, kiedy ktoś niszczy samochód. To zdarzyło się naprawdę. Przedstawione są sceny, w których ludzie muszą dokonywać wyborów. Niektórzy aktywiści mówią pomagamy tylko i wyłącznie w granicach prawa, nie wynosimy nikogo z lasu. Były oczywiście osoby, które pomagały, znacznie bardziej ryzykując konfrontację z przepisami ustanowionymi przez obecną władzę. Wreszcie w filmie pojawia się kwestia osób, które mieszkały przy granicy, nie chciały być aktywistami, tylko nagle sytuacja ich zmusiła do pomocy. Nie byli w stanie zaakceptować tego, że obok nich ktoś po prostu w lesie umiera.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.