Naczelny rabin Polski: Nadejdzie moment, który nazwalibyśmy końcem historii

Naczelny rabin Polski: Nadejdzie moment, który nazwalibyśmy końcem historii

Michael Schudrich
Michael Schudrich Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Koniec świata jest ostateczny dla tych, którzy zostali pogrzebani pod zawalonymi budynkami. Przed tymi, którzy przeżyli, którym udało się zbiec, stoi zadanie odbudowy życia. Proces ten ma swoje etapy, które przyrównałbym do żałoby. Inaczej jest po paru minutach, po paru tygodniach, miesiącach, po roku – tak w wydanej właśnie książce pt. „Rebe powiedz…” Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, odpowiada na pytanie dotyczące ludzi doświadczających ogromu cierpień z powodu wojny.
Przedstawiamy fragment książki pt. „Rebe powiedz…”, który jest zapisem rozmowy o życiu, jaką dziennikarka i pisarka Irena Wiszniewska przeprowadziła z naczelnym rabinem Polski, Michaelem Schudrichem. „Rebe powiedz” dotyka najważniejszych kwestii egzystencjalnych – miłości, strachu, szczęścia, pieniędzy, a nawet seksu.

Będziemy dziś rozmawiać o końcu świata…

Taki temat to dopiero koniec świata!

Różne religie coraz to wieszczą jakiś koniec świata. Od czasów antycznych miał nastąpić ponad sto razy. Ostatnio wedle kalendarza Majów w 2012 roku. Każda taka przepowiednia sieje panikę.

Wyobraź sobie, że mam w tej materii osobiste doświadczenie. Pewnego dnia w Tokio dzwoni do mnie jakaś pani z Osaki, która koniecznie chce się ze mną spotkać. Z jakiego powodu? W 1986 roku papież złożył wizytę w rzymskiej synagodze, to znak nadejścia Mesjasza. Przyjeżdża, spotykamy się i rozmawiamy przez moją tłumaczkę, bardzo miłą Filipinkę. Ja mówię, że wprawdzie ta wizyta papieża była niezwykle ważna, ale nic nie świadczy o przyjściu Mesjasza. Ona zapewnia mnie, że Mesjasz jest tutaj, w Japonii.

Jak to? My czekamy na niego od czterech tysięcy lat, a on zabłądził do Kioto?

Ale tego nie powiedziałem, tylko pomyślałem. Ona pyta, co ma robić w tej sytuacji, jak się zachowywać. Radzę jej, żeby zrobiła coś dobrego, na przykład posadziła drzewo. Ona odpowiada, że nie ma na to czasu. Siedzi naprzeciwko mnie, chuda, poważna, z zimnymi oczami i rozwija wizję Armagedonu, Goga i Magoga oraz końca świata. I wtedy budynek zadrżał. W Tokio trzęsienia ziemi nie są rzadkością, ale żeby akurat w tej chwili… Moja filipińska tłumaczka, dobra katoliczka, prawie zemdlała, a mnie zachciało się śmiać. Czułem się jak w filmie katastroficznym, który moja rozmówczyni jakimś cudem wyreżyserowała. A ona siedząc bez ruchu, tylko zerknęła na zegarek, jakby ten wstrząs nastąpił dokładnie o czasie. Nie pamiętam, jak się rozstaliśmy, ale już bez większych niespodzianek.

A jak koniec świata wygląda w Torze?

Nie ma o tym dużo informacji. Temat końca świata, Mesjasza lub życia po śmierci nie jest poruszany otwarcie, lecz w formie aluzji.

Źródło: Wprost