Będziemy dziś rozmawiać o końcu świata…
Taki temat to dopiero koniec świata!
Różne religie coraz to wieszczą jakiś koniec świata. Od czasów antycznych miał nastąpić ponad sto razy. Ostatnio wedle kalendarza Majów w 2012 roku. Każda taka przepowiednia sieje panikę.
Wyobraź sobie, że mam w tej materii osobiste doświadczenie. Pewnego dnia w Tokio dzwoni do mnie jakaś pani z Osaki, która koniecznie chce się ze mną spotkać. Z jakiego powodu? W 1986 roku papież złożył wizytę w rzymskiej synagodze, to znak nadejścia Mesjasza. Przyjeżdża, spotykamy się i rozmawiamy przez moją tłumaczkę, bardzo miłą Filipinkę. Ja mówię, że wprawdzie ta wizyta papieża była niezwykle ważna, ale nic nie świadczy o przyjściu Mesjasza. Ona zapewnia mnie, że Mesjasz jest tutaj, w Japonii.
Jak to? My czekamy na niego od czterech tysięcy lat, a on zabłądził do Kioto?
Ale tego nie powiedziałem, tylko pomyślałem. Ona pyta, co ma robić w tej sytuacji, jak się zachowywać. Radzę jej, żeby zrobiła coś dobrego, na przykład posadziła drzewo. Ona odpowiada, że nie ma na to czasu. Siedzi naprzeciwko mnie, chuda, poważna, z zimnymi oczami i rozwija wizję Armagedonu, Goga i Magoga oraz końca świata. I wtedy budynek zadrżał. W Tokio trzęsienia ziemi nie są rzadkością, ale żeby akurat w tej chwili… Moja filipińska tłumaczka, dobra katoliczka, prawie zemdlała, a mnie zachciało się śmiać. Czułem się jak w filmie katastroficznym, który moja rozmówczyni jakimś cudem wyreżyserowała. A ona siedząc bez ruchu, tylko zerknęła na zegarek, jakby ten wstrząs nastąpił dokładnie o czasie. Nie pamiętam, jak się rozstaliśmy, ale już bez większych niespodzianek.
A jak koniec świata wygląda w Torze?
Nie ma o tym dużo informacji. Temat końca świata, Mesjasza lub życia po śmierci nie jest poruszany otwarcie, lecz w formie aluzji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.