„Co będzie, jak odetną internet, telewizję i telefony?“ – gorączkuje się jeden z użytkowników X (dawniej Twitter). Odpowiada mu Mateusz Kijowski, były lider Komitetu Obrony Demokracji – „Będziemy się wymieniać informacjami na ulicach“.
W zakamarkach mediów społecznościowych trwają obecnie dyskusje związane z możliwą porażką Prawa i Sprawiedliwości oraz wprowadzeniem (kolejnego już przecież) „stanu wyjątkowego“, który miałby uniemożliwić opozycji przejęcie władzy.
Podobne teorie pojawiają się tu i ówdzie od prawie ośmiu lat, właściwie we wszystkich możliwych wariantach. Przoduje w nich zwłaszcza Roman Giertych, który „wariant siłowy“ ogłasza średnio raz na kilka miesięcy. Ostatnio miał być związany z wagnerowcami przy granicy z Polską, którzy rzekomo grali na korzyść Jarosława Kaczyńskiego, chcącego zdestabilizować państwo.
O ile do tego specyficznego internetowego uniwersum teorii spiskowych można się było przyzwyczaić, o tyle niebezpiecznie robi się, gdy na finiszu kampanii analogiczną retorykę podchwytują poważni przecież politycy. Oraz generałowie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.