Smoktunowicz w ostatniej kadencji był senatorem PO. W zeszłym tygodniu poinformował, że odchodzi z Platformy. W poniedziałek uzasadniając swą decyzję o kandydowaniu z listy LiD, Smoktunowicz powiedział, że od wyborów w 2005 roku drogi jego i PO coraz bardziej się rozchodziły.
"Platforma niestety wpisywała się w najgorsze pomysły braci Kaczyńskich, najgorsze pomysły IV RP, takie jak nowa ustawa lustracyjna czy CBA" - mówił senator. Jak dodał, wielokrotnie przekonywał swych klubowych kolegów, by nie popierali nowych zasad lustracji ani też ustawy o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.
Smoktunowicz poinformował, że z LiD i byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim rozmawiał od roku i jego decyzja o zmianie środowiska politycznego jest właśnie konsekwencją tych kontaktów.
W ocenie Smoktunowicza, Lewica i Demokraci to "naturalna i prawdziwa opozycja wobec IV Rzeczypospolitej, PiS i braci Kaczyńskich". Dodał, że Platforma Obywatelska "nie jest do końca wyrazista".
Pytany przez dziennikarzy, czy przejście do LiD oznacza zmianę poglądów politycznych, podkreślił, że jest człowiekiem centrum, a w takiej koalicji jak Lewica i Demokraci, jest miejsce zarówno dla ludzi lewicy, jak i dla niego.
Według Kalisza, "transfer" Smoktunowicza to część strategii zmierzającej do skupienia osób z wykształceniem prawniczym na listach LiD. "Bardzo poważnie wzięliśmy pod uwagę to, że poziom legislacji w Sejmie obniżał się przez ostatnie lata" - zaznaczył.
Jak poinformował wiceszef klubu Sojuszu, na czołowych miejscach LiD znaleźli się też tacy prawnicy jak: mec. Jan Widacki (Kraków), prof. Marian Filar (Toruń), Jolanta Szymanek-Deresz (Płock), mec. Tomasz Lewandowski (Poznań), Marek Wikiński (Radom), a także Katarzyna Piekarska i on sam (Warszawa).
"Będziemy w nowym Sejmie tym ugrupowaniem, które będzie broniło praw człowieka, zwykłych ludzi, tych ludzi, którzy są pokrzywdzeni przez urzędy, którzy nie wiedzą jak załatwić swoje najprostsze sprawy, tych wszystkich ludzi, którzy nie mogą doczekać się pomocy prawnej" - zadeklarował Kalisz. Jak dodał, LiD chce również bronić społeczeństwa obywatelskiego.
Wiceszef klubu SLD nawiązał także do sobotniej wypowiedzi premiera Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że jeśli październikowe wybory wygra PO i LiD, to "będzie nowy 13 grudnia 1981 roku". Jak powiedział Kalisz, prawo wprowadzenia nadzwyczajnych środków daje szefowi rządu przyjęta w kwietniu przez Sejm ustawa o zarządzaniu kryzysowym.
Według Katarzyny Piekarskiej (SLD), okoliczności w jakich premier może wprowadzić nadzwyczajne środki są "bardzo niejasno" zdefiniowane. Zgodnie z ustawą, można je wprowadzić w sytuacji kryzysowej, czyli takiej, która jest następstwem zagrożenia i która prowadzi w konsekwencji do zerwania lub znacznego naruszenia więzów społecznych przy równoczesnym poważnym zakłóceniu w funkcjonowaniu instytucji publicznych.
"Czy Jarosław Kaczyński nie miał freudowskiego zamysłu? (...) Czy przegrana w wyborach to już jest naruszenie więzów społecznych?" - zastanawiał się Kalisz. Przypomniał jednocześnie, że Sojusz skierował przepisy tej ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.
pap, ss, ab