"Trzeba było się spodziewać, że w sytuacji kiedy Aleksander Kwaśniewski wystąpi już jako kandydat na premiera, ale przede wszystkim zaproponuje ostrą i rzeczową debatę na temat przyszłości Polski Jarosławowi Kaczyńskiemu, to zacznie się odgrzewanie różnego rodzaju kotletów, szukanie jakichś haków, próba postawienia Aleksandra Kwaśniewskiego w krzywym zwierciadle" - mówił na konferencji prasowej w Łodzi szef Sojuszu.
Dodał, że wykorzystano do tego również to, co miało miejsce niedawno w Kijowie. W ubiegłym tygodniu podczas wykładu dla studentów Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki w Kijowie, b. prezydent chwiał się i miał kłopoty z mówieniem. Nagrania pokazały "Fakty" i "Wiadomości".
"To mniej więcej tak wygląda, jakby w tym Kijowie - gdybyśmy patrzyli po tych komentarzach i po tych pytaniach - to wydarzyła się jakaś narodowa tragedia. Był incydent, może nawet nie incydent. Osłabiony Aleksander Kwaśniewski mówiący do rzeczy, mówiący na temat, odpowiadający na pytania, wszystko zostało wyjaśnione, niektórzy obracali to w żart, inni zupełnie poważnie na te pytania odpowiadali, ja należałem do tych drugich i to już koniec. No to teraz próbuje się wyciągnąć coś z szafy i mówić, że gdzieś coś było" - ocenił Olejniczak.
Według niego, o "tym wszystkim" - kwestiach lustracyjnych - była mowa i wszystko zostało napisane w kampanii prezydenckiej, gdy Kwaśniewski ubiegał się o urząd prezydenta. "Aleksander Kwaśniewski przeszedł proces lustracyjny jako kandydat na prezydenta. No więc jeżeli dzisiaj jeszcze ktoś ma w tej sprawie wątpliwości, to oznacza, że to jest nieuczciwe podejście do sprawy" - stwierdził lider Sojuszu.
W jego ocenie, nie może być tak, że "za 20 lat znowu ktoś coś powie, że ktoś coś napisze, że znajdzie się jakaś karta papieru".
"Aleksander Kwaśniewski przeszedł proces lustracyjny z tymi dokumentami, które zostały pokazane, łącznie z tym wszystkim, że ktoś coś napisał tam. Nie ma podpisu przecież Aleksandra Kwaśniewskiego, nie ma żadnych zobowiązań. No to obudźmy się. Pewnie dzisiaj też, jak znamy sposób funkcjonowania tych różnych służb, różne rzeczy tam są zapisane przez funkcjonariuszy, ale to nie oznacza, że od razu ktoś do czegoś się zobowiązał" - powiedział Olejniczak.
Według niego, jest "jedno zobowiązanie niewyjaśnione, to jest zobowiązanie prezesa Urbańskiego (prezesa TVP - PAP) i też trzeba do tego wszystkiego bardzo spokojnie podchodzić".
"Z naszej strony jest spokój, z drugiej strony widzę, że jest jakaś taka nadwrażliwość. Zawsze można coś pod wycieraczką znaleźć (...), no więc pewnie jutro też coś się znajdzie pod wycieraczką. Apeluję w tej sprawie o spokój" - podkreślił Olejniczak.
Z materiałów komunistycznej bezpieki ma wynikać, że obecny lider lewicy był zarejestrowany jako tajny współpracownik "Alek"; młody Kwaśniewski musiał czuć się bardzo pewnie - komentuje "Fakt". Nawet SB oszukiwał, że jest magistrem - napisała gazeta.
"Fakt" jest pierwszą gazetą, która dotarła w Instytucie Pamięci Narodowej do teczek byłego prezydenta. Gazeta twierdzi, że nie skorzystała z przecieku ani nikt nie podrzucił jej tajnych teczek.
Jak wyjaśnił dziennik, w maju tego roku dziennikarz "Faktu", jako zwykły obywatel, złożył do IPN wnioski o udostępnienie teczek kilku czołowych polityków. Na odpowiedź czekał ponad trzy miesiące. Wtedy IPN wyznaczył datę dostępu do akt Kwaśniewskiego.
"Fakt" relacjonuje: Na biurku reportera lądują dwie teczki opatrzone nazwiskiem Aleksandra Kwaśniewskiego. W pierwszej znajduje się tylko jedna kartka - to wypis z dziennika rejestracyjnego dawnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie odnotowywano agentów. Pod numerem 72204 zapisano tu Aleksandra Kwaśniewskiego. Z materiałów wynika, że 29 czerwca 1983 r., gdy był on redaktorem naczelnym tygodnika "ITD", został zarejestrowany jako tajny współpracownik o pseudonimie Alek.
Dziennik pisze, że pod inną datą - 7 września 1989 r. Kwaśniewski, już po upadku PRL, zostaje wyrejestrowany ze spisu. Dacie towarzyszy tylko jedno słowo: rezygnacja. Nie wiadomo, czy Kwaśniewski sam się wycofał, czy zrezygnowała z niego SB. W teczce byłego prezydenta nie ma śladu zobowiązania do współpracy, jakichkolwiek raportów, donosów czy ewentualnych zadań zlecanych "Alkowi". Brakuje też danych oficerów prowadzących tego agenta.
"Fakt" przypomina, że Kwaśniewski wielokrotnie zapewniał, że nigdy nie był współpracownikiem SB.
pap, ss