Gdy w lipcu 2020 r. ważyły się losy wyborów prezydenckich, Andrzej Duda zwrócił się do polityków Koalicji Polskiej, PSL oraz Konfederacji o to, aby już po głosowaniu spotkać się i w duchu „stabilnej i spokojnej polityki“ porozmawiać o „współdziałaniu na rzecz tworzenia rozwiązań, które będą pomagały m.in. rodzinom i gospodarce“.
Prezydent odwoływał się przy tym do innych wartości z katalogu polskiej prawicy – rozwiązań prospołecznych, wspólnoty kulturowej, tradycji. Przez chwilę wydawało się, że druga kadencja przebiegnie w duchu tworzenia środowiska, które zgromadzi ruchy centrowo-konserwatywne w twór, którego patronem będzie głowa państwa.
Oczywiście do żadnych sensownych rozmów nie doszło, czasu na spokój i stabilność w pandemii, podczas galopującej inflacji i wojny na Ukrainie nie było, a i sam Andrzej Duda zmienił wektory ambicji. Z krajowej, przestawił je na arenę międzynarodową, gdzie przez chwilę czuł się jednym z największych adwokatów oraz przyjaciół Wołodymyra Zełenskiego, licząc być może na intratne stanowisko po wyprowadzce z Pałacu Prezydenckiego.
Skoro jednak sprawy ukraińskie mocno się skomplikowały, wybory w Polsce poszły inaczej niż planowała Zjednoczona Prawicy, a ambicje nadal się tliły, przyszedł moment na powrót do pomysłu Koalicji Polskich Spraw.
I właśnie w takim duchu czytam poniedziałkowe orędzie Andrzeja Dudy. Nie są to z resztą domysły, tylko fakty.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.