W ubiegły poniedziałek, 6 grudnia, w zbiorniku wodnym Lepusz w Gdyni odnaleziono zwłoki mężczyzny.
Grzegorz Borys zmarł wskutek utonięcia
Kilka godzin później prokuratura oficjalnie potwierdziła, że to zwłoki poszukiwanego 44-letniego Grzegorza Borysa. Obława na niego była prowadzona na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego od 20 października.
Mężczyzna był ścigany za dokonanie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, którego ofiarą padł jego 6-letni syn. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu 44-latka było utonięcie.
Dlaczego obława trwała 17 dni?
Onet dotarł do jednego z blisko tysiąca funkcjonariuszy, którzy brali udział w obławie. Rozmówca portalu podkreślił, że akcja została przeprowadzona w sposób profesjonalny. Rzeczowo wyjaśnił, dlaczego czas jej trwania wyniósł aż 17 dni.
– To były działania prowadzone na ogromną skalę i bardzo moim zdaniem profesjonalnie prowadzone i koordynowane. Znalezienie Borysa było kwestią czasu (...) Nie miałby szans uciec (...) Borys się utopił i był pod wodą. Muł go mógł przykryć. Później gazy w ciele napęczniały wskutek procesów gnilnych i ciało wypływało. Kto pracował z utopionymi zwłokami, ten wie, że zazwyczaj na drugi tydzień wypływają – wyjaśnił anonimowy funkcjonariusz.
Plotki wprowadzały zamieszanie
Odniósł się także do medialnych doniesień, że w trakcie obławy odnajdywano w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym skrytki i szałasy, które miał przygotować Grzegorz Borys.
Funkcjonariusz przyznał, że rzeczywiście natrafiono na tego typu obiekty, jednak nie miały one żadnego związku z poszukiwanym. Podobnie było z doniesieniami, że 44-latek miał być widziany przez funkcjonariuszy, jednak udało mu się wymknąć.
– Takie rzeczy znajdują się we wszystkich lasach. Nie miały związku ze sprawą i tylko niepotrzebnie podgrzewały atmosferę. I wprowadzały zamieszanie (...) Prawie za każdym razem [doniesienia medialne – red.] mijały się z prawdą – skwitował mundurowy.
Czytaj też:
Pod wiadomością policji pojawił się komentarz zaginionej. „Zamiast szukać mnie po raz kolejny...”