W środę, 1 listopada w zbiorniku wodnym Lepusz doszło do wypadku, w wyniku którego zginął płetwonurek. Strażak należał do Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego „Gdańsk” zaangażowanej w poszukiwania Grzegorza Borysa.
Poszukiwania Grzegorza Borysa
W chwili zdarzenia mężczyzna przeszukiwał zbiornik wodny w pobliżu ul. Lipowej i ul. Źródło Marii. Jak ustalił TVN24, nie był wyposażony w urządzenie umożliwiające prowadzenie rozmów z osobami na powierzchni, w związku z czym komunikował się z nimi przy pomocy kabloliny. Bryg. Jacek Jakóbczyk z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku przekazał stacji, że taka forma łączności „jest dopuszczalna w określonych warunkach”.
W pewnym momencie kontakt jednak utracono i rozpoczęto działania mające na celu wydobycie nurka na brzeg. Mężczyzna znajdował się pod jedną z wysp torfowych – na terenie wymagającym innego sprzętu i uprawnień. Nieprzytomnego strażaka przetransportowano do szpitala, jednak nie udało się go uratować.
Śledztwo ws. śmierci płetwonurka
Podczas prokuratorskiego śledztwa w sprawie wypadku przy pracy, którego następstwem było nieumyślne spowodowanie śmierci wstępnie ustalono, że bezpośrednią przyczyną zgonu 27-latka była niewydolność oddechowo-krążeniowa. Szczegółowe okoliczności zdarzenia wciąż są jednak sprawdzane. – Powołani zostali dwaj biegli – z zakresu bezpieczeństwa nurkowania oraz medycyny hiperbarycznej – przekazała „Faktowi” rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Eksperci między innymi wskażą, czy podczas akcji użyto prawidłowego sprzętu i sprawdzą jego stan. – Będą oceniać zasadność podejmowanych decyzji na miejscu czynności poszukiwawczych Grzegorza Borysa, a także oceniać prawidłowość przebiegu czynności związanych z nurkowaniem – dodała w rozmowie z „Faktem” Grażyna Wawryniuk. Poza prokuraturą sprawę wyjaśniają także dwie komisje powołane przez miejskiego i wojewódzkiego komendanta straży pożarnej.
Czytaj też:
Płonie magazyn z niebezpiecznymi materiałami. Kłęby dymy nad miastemCzytaj też:
Sygnał „człowiek za burtą”. Akcja ratunkowa na Bałtyku