Staś
Ma pięć lat, mamusię, tatusia i psa „Burego”. Tata ma fajny samochód, dużo pracuje, ale bez problemu znajduje też czas na budowanie buldożerów z Lego i granie z młodym w nogę. Mama do pracy chodzi w obcasach, a w domu na bosaka, a poza tym jest kochaną mamusią. Każdego ranka rysuje keczupem uśmiech na kanapce, w drodze do przedszkola śpiewa piosenki z „Psiego Patrolu”, który często oglądają razem. Wieczorami czytają książeczki i gadają o wakacjach w Grecji, o kożuchu na budyniu i o tym po co są włosy i świat. Mamusia i tatuś się kochają.
Staś ma też babcię i dziadka. Nigdy się nie przeprowadzał, nie uczestniczył w wypadku drogowym, pożarze, ani w ogóle w żadnym strasznym wydarzeniu. Staś choruje na depresję.
– Niestety nie jest tak, że dziecko, które my, dorośli, postrzegamy jako osobę z niskim ryzykiem zachorowania na depresję, na pewno na nią nie zachoruje. Owszem, są czynniki ryzyka, które powinniśmy brać pod uwagę, ale to nie znaczy, że rodzice dzieci z pełnych rodzin, z dobrą atmosferą w domu, dzieci zdrowych, dobrze sytuowanych, nie poddanych żadnej traumie, mogą uznać, że temat ich nie dotyczy. Depresja dziecięca istnieje i wcale nie jest tak rzadka, jak nam się wydaje – mówi Joanna Sass-Gust, psycholożka z fundacji Słonie na Balkonie, prowadzącej kampanię społeczną „Dziecko w depresji”.
Sass-Gust współtworzenie fundacji łączyła przez wiele lat z pracą na Oddziałach Dziecięcych w Szpitalu Psychiatrycznym.
Słonie na Balkonie
Chyba jeszcze nikt nie oprowadzał mnie po żadnej siedzibie tak szybko. Prawie biegnę podążając za Joanną korytarzami prowadzącymi do kolejnych pokoi pełnych zabawek, stolików plastycznych, hamaków, materaców i poduch, na których można odpocząć. Mijamy wielki neon „Dobrze, że jesteś”.
– Mój ulubiony – mówi Joanna z uśmiechem.
Kolejne pomieszczenie – bezpieczny pokój przesłuchań. Gest w stronę dzieci pokrzywdzonych, ofiar przestępstw, które zwykle są poddawane dodatkowemu ogromnemu stresowi przesłuchania w warunkach sądowych.
System wspierania dzieci w kryzysie w Polsce nie działa. Wychodząc naprzeciw palącym potrzebom „Słonie”, jak piszą na swojej stronie internetowej, „nie stoją w miejscu, a pędzą z projektami”. Zupełnie jak teraz my z Joanną po siedzibie fundacji.
– Za godzinę pierwszy pacjent, a muszę jeszcze napisać pismo – tłumaczy psycholożka, którą właśnie ktoś woła ze schodów z prośbą o skonsultowanie grafiku przyjęć pacjentów. – Musimy wybierać, które dziecko wymaga natychmiastowej pomocy, a które teoretycznie może poczekać. To naprawdę nie fair.
Biegniemy dalej, żeby ukraść jeszcze trochę czasu. Schody, drugie piętro. Spora ta siedziba, nie spodziewałam się.
– Nie mieścimy się – mówi Joanna – w poniedziałki jest walka o grafik.
– Takie duże są potrzeby?
– Nie wyobrażasz sobie. Wczoraj na zebraniu zespołu rozmawialiśmy o tym, że nikt z ulicy nie uwierzyłby w historie, z którymi my się tu na co dzień spotykamy.
– Dużo się ostatnio mówi o depresji nastolatków, ale trafiają do was też młodsze dzieci. Ile lat ma twój najmłodszy pacjent? – pytam.
– Pacjentka, pięciolatka. Nie można być za młodym na depresję, wbrew temu co się nam wszystkim do niedawna wydawało. My, psycholodzy, wiedzieliśmy to od lat, ale społeczna świadomość depresji dziecięcej jest wciąż niewielka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.