Przejście w Dorohusku znów zablokowane. Wcześniej informowano o zakończeniu protestu

Przejście w Dorohusku znów zablokowane. Wcześniej informowano o zakończeniu protestu

Tir blokujący przejście w Dorohusku
Tir blokujący przejście w Dorohusku Źródło: YouTube / Radio Lublin
Protest przewoźników na granicy z Ukrainą trwa już ponad miesiąc. Decyzją wójta gminy Dorohusk, w poniedziałek 11 grudnia odblokowano tamtejsze przejście. Sęk w tym, że już kolejnego dnia rano znów było ono nieprzejezdne.

Na początku tygodnia wójt gminy Dorohusk ogłosił decyzję o rozwiązaniu w swoim regionie protestu przewoźników na granicy polsko-ukraińskiej. – Nie mogę dłużej pozwalać na to, żeby mieszkańcy gminy tracili pracę. Przewoźnicy nie wywiązują się z ustaleń, nie przepuszczają przewozów ADR (przewozy towarów niebezpiecznych) w takim zakresie, jak to zostało ustalone – tłumaczył Wojciech Sawa.

Przejście graniczne w Dorohusku znów zablokowane

Radio Lublin relacjonowało wówczas, że czas oczekiwania na odprawę na przejściu w Dorohusku wynosił około 180 godzin. W kolejce znajdowało się około 900 samochodów ciężarowych, a jej długość wynosiła 22 kilometry. Protestujący z Ukrainy do Polski przepuszczali po sześć pojazdów na godzinę, a w drugą stronę jeden pojazd na godzinę. Udrożnienie nie potrwało jednak długo.

Jak się okazało, dojazd do przejścia granicznego zablokowała... zepsuta ciężarówka. To polski tir, który miał zepsuć się po dwutygodniowym postoju. – Samochód stanął w poprzek, bowiem miesiąc stania pojazdowi ciężarowemu nie służy. Przejechaliśmy kilka metrów. Niestety samochód nie chce jechać dalej, nie pali. Nie wiemy, co się stało. Próbujemy opanować sytuację służy – wyjaśniał jeden z polskich przewoźników i jednocześnie organizatorów protestu, Rafał Mekler. Na miejscu pozostaje wciąż grupa kierowców, która protestuje już nieformalnie.

Rafał Mekler: Nie da się tego wszystkiego zabrać w dwie minuty

– Nie da się jednak tego wszystkiego zabrać w dwie minuty. Posprzątanie tego wszystkiego zajmie nam chwilę. Druga rzeczą jest, że na pewno będziemy się odwoływać od decyzji wójta – tłumaczył Mekler, szef Konfederacji na Lubelszczyźnie. Zapewniał, że zgodnie z przepisami protestujący opuścili miejsce blokady.

Protest polskich przewoźników na przejściach granicznych z Ukrainą prowadzony jest od 6 listopada. Protestujący tamują ruch samochodów ciężarowych w Dorohusku i Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie), przepuszczając jedynie niewielką ich liczbę, co powoduje gigantyczne, wielodniowe kolejki.

Ich sprzeciw wymierzony jest w obecne zasady funkcjonowania ukraińskich firm przewozowych w naszym kraju. Przewoźnicy domagają się przywrócenia obowiązkowych zezwoleń dla kierowców zza naszej wschodniej granicy. Chcą też przeprowadzenia kontroli ukraińskich firm transportowych, powstałych już po wybuch u wojny oraz zawieszenia ich licencji do tego czasu.

Czytaj też:
Protest przewoźników. Ciężarówki z Ukrainy wjechały do Polski pociągiem
Czytaj też:
Ukraińcy stanęli pod Sejmem. Mają serdecznie dość sytuacji na granicy

Opracował:
Źródło: radio.lublin.pl/Ukraińska Pravda