Książka jest wywiadem-rzeką, jaki z Marcinkiewiczem przeprowadzili dziennikarze "Dziennika" Michał Karnowski i Piotr Zaremba. Ukazała się w czwartek w księgarniach nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
"(...) oni byli okropni, wyciągali ze mnie wszystko, ale kilka tajemnic zachowałem dla siebie (...). Potem kilka rzeczy ocenzurowałem" - stwierdził Marcinkiewicz podczas spotkania, w którym uczestniczyło ok. 200 osób. Wśród gości byli m.in. prof. Władysław Bartoszewski oraz polityk PO Jan Rokita i jego żona Nelly Rokita - doradca prezydenta ds. kobiet.
Marcinkiewicz pytany, co zostało ocenzurowane, odparł że "w dwóch przypadkach nie podaje nazwisk osób, które są opisane w tej książce". "Jest na to jeszcze za wcześnie" - dodał.
Zaremba powiedział, że Marcinkiewicz "jest bardzo miłym człowiekiem i trudno go namówić do powiedzenia krytycznych słów na temat kogokolwiek". "Ale ktoś, kto jest uważnym czytelnikiem znajdzie ciekawe charakterystyki" - dodał.
"Zawsze pojawia się taka teza, że jak pojawia się wywiad rzeka, to dziennikarze są przesłuchiwani na tę okoliczność, czy byli wystarczająco twardzi wobec swojego rozmówcy" - mówił Zaremba. "To jest jasne, że takiej książki nie pisze się, żeby upokorzyć rozmówcę (...) nam się udało rozmawiać na pewnej kontrze" - ocenił.
W opinii Karnowskiego, "pytania o koalicję (...), jak rządził Jarosław Kaczyński (...) są bardzo ważne dla czytelników w obliczu kampanii". "Ułatwia to wybór polityczny" - stwierdził.
B. premier mówi w książce m.in. o przeszkodach w powstaniu koalicji PO-PiS, analizuje styl uprawiania polityki przez Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska oraz odsłania kulisy powstania koalicji PiS-Samoobrona-LPR, kierowania rządem oraz odejścia z funkcji premiera.
Zdradza, że miał propozycje powrotu do bezpośredniej polityki. "PO proponowała mi pierwsze miejsce w Warszawie, a PiS dało możliwość wyboru jedynki w Łodzi lub Poznaniu. Była też, choć skierowana przez pośredników, oferta startu z listy PSL-u" - ujawnia. Marcinkiewicz odmówił. Jak tłumaczy, "musiałby opowiedzieć się po jednej ze stron, uczestniczyć w podchodach, zajmować stanowiska w różnych nie najmądrzejszych kłótniach".
B. premier wciąż uważa, że koalicja PO-PiS to najlepszy wariant rządów w Polsce. Ubolewa, że obie partie "prowadzą w tej chwili wyniszczającą wojnę". "Największy polski strateg polityczny, czyli Jarosław Kaczyński, narzucił sposób uprawiania polityki. A Donald Tusk go przyjął" - stwierdził. Marcinkiewicz z uznaniem podkreślił, że premier dzięki swej polityce ma kilkudziesięcioprocentowe poparcie PiS-u w sondażach, ale - jak zaznaczył - osiągnął to m.in. "poprzez ataki, wyolbrzymianie różnic, straszenie". Z drugiej strony chwali J. Kaczyńskiego za "dobrą politykę walki z korupcją, oczyszczania państwa".
Odsłaniając kulisy sprawowania funkcji premiera Marcinkiewicz podkreślił, że nie miał "żadnego fundamentalnego sporu" z J. Kaczyńskim. Przyznał, że z prezydentem Lechem Kaczyńskim były "różnice zdań" w kwestii wymiany ambasadorów, nominacji w wojsku. "Powstawały zatory, których ja bardzo nie lubię. (...) W państwie trzeba podejmować bardzo szybkie decyzje i państwo nie ma czasu na zwłokę" - opisuje relacje z prezydentem Marcinkiewicz.
B. premier uważa, że pomysłodawcą wymiany premiera na osobę J. Kaczyńskiego byli prezydent i Przemysław Gosiewski. "Uzgodniono cały plan działania bez niego (J. Kaczyńskiego - PAP) i chyba poza nim" - stwierdził.
Zdaniem b. premiera dopiero historia z dymisją minister finansów Zyty Gilowskiej spowodowała, że Jarosław Kaczyński podjął decyzję o jego dymisji. Przyczyniły się do tego - według b. premiera - intrygi "przyjaciół" w PiS-ie, że rzekomo Marcinkiewicz chce wraz z grupą około 60 posłów odejść z partii i utworzyć z PO nowy rząd.
"To się potwierdziło w ostatecznym momencie, kiedy Jarosław Kaczyński wezwał mnie na komitet polityczny partii. Powiedział mi, że domaga się mojej dymisji, uważa, że trzeba przyspieszyć działania rządu, że to jest zła sytuacja, w której jest dobry premier i zły prezes, że on nie może nie brać pełnej odpowiedzialności za rządzenie, a brać cały czas za rządzenie cięgi" - relacjonuje Marcinkiewicz.
B. premier przyznał, że zaskoczeniem był dla niego fakt, że w jego obronie wystąpili tylko dwaj politycy - Jerzy Polaczek i Kazimierz Ujazdowski.
Ujawniając splot wydarzeń, które doprowadziły do odwołania go z funkcji szefa rządu, b. premier mówi też o roli jaką odegrał w tym Donald Tusk. "Podgrzał konflikt w PiS. Na spotkanie ze mną przyprowadził media" - wspominał. "Gdybym się nie spotkał z Tuskiem, też bym został odwołany. Szukałem jakiejś szansy. Chwytałem się brzytwy, a brzytwą okazał się Tusk" - mówił Marcinkiewicz.
Tuż przed odwołaniem ówczesny premier spotkał się z liderem PO. Tusk proponował mu bliską współpracę. "Piliśmy wino, on mówił, że Kaczyńscy mnie zniszczą, bo niszczą wszystkich, takich ludzi jak ja, i że z nimi się współpracować nie da. Pytał: +Co ty z nimi robisz? Jesteś porządny facet+" - opowiadał Marcinkiewicz. I dodał: "Całe spotkanie było w złej wierze. Po to przyprowadził media i po to opowiadał potem o tym, co mówiłem".
Marcinkiewicz był premierem od 31 października 2005 r. do 14 lipca 2006 r. Od lipca 2006 do grudnia 2006 pełnił obowiązki prezydenta Warszawy (bezskutecznie walczył o fotel prezydenta w stolicy w wyborach samorządowych w 2006 roku). Od 1 marca 2007 r. jest dyrektorem w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie.