Początek sprawy sięga 2020 roku, gdy 20 lutego do Komornika Sądowego trafia wniosek egzekucyjny. Chodzi o dług, który pani Renacie został po mężu i jego działalności gospodarczej. Wpadli wówczas w finansowe tarapaty, pożyczyli od znajomych pieniądze, mąż nie miał z czego spłacić, więc pani Renata stanęła przed groźbą utraty mieszkania. Mieszkania, które zajmuje z dwójką swoich dzieci i jest jej jedynym majątkiem. Sprawa nabiera tempa trzy lata później, gdy nieruchomość trafia na licytację.
– Mając nóż na gardle, zaczęłam szukać pomocy – wspomina pani Renata.
Kobieta zwraca się do adwokata, Piotra Włodarka, który szybko orientuje się, że w aktach brakuje kluczowego elementu. Nie ma podpisu pod wnioskiem egzekucyjnym. Pierwsza licytacja mieszkania trwa zaledwie parę minut. W sądzie nie stawiają się wierzyciele, nie ma ich pełnomocnika, nie ma licytujących. Na nagraniu słychać, jak głos zabiera pełnomocnik pani Renaty, który wnioskuje o umorzenie postępowania. – Uznałem, że sprawa jest zero-jedynkowa, ponieważ wniosek musi być podpisany. W mojej ocenie uchybienia były tak oczywiste, że przepisy nie pozostawiały innej możliwości niż umorzenie – podkreśla Włodarek.
– Byłam w szoku. Sprawa trwała od dłuższego czasu, przychodziły do mnie pisma od komornika i sądu. Ale okazuje się, że nawet nie było podstawy do tego, żeby próbować odebrać mi mieszkanie – mówi pani Renata. – Teraz ręka rękę myje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.