Spotkanie prezydenta z rządem na posiedzeniu Rady Gabinetowej nikomu się nie podobało i nikt nie odniósł z niego korzyści. Premier Tusk był wyraźnie wściekły, że musiał pojawić się w Pałacu Prezydenckim i dał upust swojej złości serią uszczypliwości pod adresem prezydenta. Andrzej Duda zręcznie parował ciosy szefa rządu i wypadł nawet całkiem merytorycznie, ale też nie miał powodów do zadowolenia, bo jednak został wystawiona na ciosy. A wielu wyborców zastanawiało się, po co to wszystko było?
Przy jednym stole z Tuskiem
O tym, że rząd nie chce pokojowej koegzystencji z obecną głową państwa widać było na otwartej części posiedzenia. Donald Tusk, który w przeszłości nie szczędził przykrych słów głowie państwa, po raz kolejny udowodnił swoją niechęć, gdy z wyraźną ironią pytał, czy Andrzej Duda podpisze ustawę o przeniesienie rządowego pełnomocnika ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego do Ministerstwa Infrastruktury.
– Niech pan da jakiś znak, choćby uśmiechem, że nie zawetuje pan tej ustawy – mówił Tusk, tak jakby chciał zasugerować, że rząd do tej pory wysłał głowie państwa nie wiadomo ile ustaw, a Andrzej Duda wszystkie zawetował.
Tymczasem na razie prezydent miał niewiele okazji do wetowania, bo ustawy, które trafiły na jego biurko od początku urzędowania rządu Tuska można policzyć na palcach jednej ręki.
Rzecz w tym, że wyborcy, którzy nie śledzą bardzo uważnie polityki o tym nie wiedzą, a słowa premiera miały zepchnąć prezydenta do narożnika z napisem „szkodnik, który wszystko wetuje”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.