Do tragicznych wydarzeń doszło 20 marca w środę ok. 1.00 w nocy przy osiedlu studenckim Uniwersytetu Łódzkiego. Na przystanku Pomorska-Konstytucyjna spłonął mężczyzna. Świadkowie, którzy zauważyli sytuację z okna, zawiadomili odpowiednie służby. Na miejsce przyjechały dwa zastępy straży pożarnej i pogotowie. Po kilkunastu minutach pojawiła się również policja. Poszkodowany mężczyzna, mimo akcji ratunkowej, nie dawał oznak życia.
„Kiedy zobaczyłam zdarzenie, mężczyzna siedział przechylony na przystanku, a ogniem było zajęte całe jego ubranie, paliły się nawet nogi. Kiedy przyjechali ratownicy, jedynie podeszli do niego, ale nie udzieli mu pomocy, nie było czego ratować” – powiedziała studentka, cytowana przez „Dziennik Łódzki”, która widziała wszystko z okna mieszkania.
Podpalił mężczyznę na przystanku. Obserwował całą akcję z bliska
Prokuratura stwierdziła, że „poważny rozkład ciała w wyniku spalenia uniemożliwił identyfikację zwłok”. Śledczy nie wykluczali zabójstwa. Po przeanalizowaniu zapisów monitoringu, zaangażowaniu psów służbowych i przesłuchaniu świadków funkcjonariusze jeszcze tego samego dnia zatrzymali 33-latka, który – jak informują policjanci – podpalił mężczyznę na przystanku.
W chwili zatrzymania sprawca miał 1,7 promila alkoholu w organizmie i zachowywał się agresywnie, ale szybko został obezwładniony. Tym, co najbardziej zbulwersowało policjantów był fakt, że sprawca obserwował z bliska całą akcję gaśniczą strażaków na przystanku, po czym spokojnie odjechał komunikacją miejską. O zarzutach dla 33-latka zdecyduje prokuratura Rejonowa Łódź – Śródmieście.
Czytaj też:
Złodziej-manekin powrócił. Okradł restauracje, przy okazji skosztował ich przysmaków