Ze zmianą dyrektora w warszawskim Schronisku „na Paluchu” wiązały się duże nadzieje jego pracowników oraz wolontariuszy. Poprzedni dyrektor, Henryk Strzelczyk (placówką kierował osiem lat), był kojarzony m.in. z udanymi akcjami promocyjnymi, jak „Adoptuj warszawiaka”. To w ciągu tych lat warszawiacy otworzyli się na adopcje psów, a liczba zwierząt przebywających w schronisku na co dzień spadła do rekordowo niskiej liczby w historii. Pod spodem kłębiło się jednak sporo nieporozumień, często eskalujących do poważnych konfliktów personalnych i wzajemnych zarzutów o mobbing. Niektóre z nich opisaliśmy rok temu we „Wprost”. Dlatego wiadomość o objęciu funkcji przez doświadczoną urzędniczkę, przez pięć lat kierującą fundacją Zwierzokracja, w schronisku była przyjęta pozytywnie.
– Już wcześniej w schronisku nie było za dobrze, ale to nie dotyczyło mnie, nie brałem udziału w żadnym konflikcie. Wszyscy cieszyliśmy się na zmianę i patrzyliśmy na nią z nadzieją. Niestety, jest chaos, atmosfera jest zła – powiedział mi w lutym jeden z pracowników.
Oczekiwania kontra rzeczywistość. Co będzie za pięć lat na „Paluchu”?
Dyrektorka Agnieszka Maciak zapewniała nas ostatnio w wywiadzie, że jest otwarta na dialog, ale zaznaczyła, że nie boi się prowadzić w schronisku rewolucji, jeśli będzie konieczna. Wyznaczyła sobie czas na wprowadzenie w życie swojej wizji: 5 lat. Jednak po publikacji wywiadu pracownicy i wolontariusze zaczęli zgłaszać „Wprost”, że w bardzo krótkim czasie od objęcia funkcji przez panią dyrektor zaczęły się dziać niepokojące rzeczy.
Wnioski z rozmów z nimi można podsumować następująco: burzenie jest szybkie, trudno się w nim odnaleźć, a zmian na lepsze na razie nie widać.
– Wiem, że pani dyrektor robi dobre wrażenie. Przedstawia swoje dalekosiężne plany i tak dalej, ale to, co my widzimy na miejscu troszkę od tego odbiega. Na początku zabrakło nam rozmowy z opiekunami. Było tylko jedno zebranie z nimi przed 8:00 rano, które trwało może z 15 minut. Na nim także pani dyrektor wspomniała o planie zmian w ciągu pięciu lat. Śmieszy mnie mówienie o cudownych zmianach w perspektywie pięciu lat, kiedy zwierzęta potrzebują dobrej opieki tu i teraz. Kto wie, co tu z nami będzie za pięć lat? – mówi mi jedna z pracownic „Palucha”.
Problem 1: Czy zmiany kadrowe w schronisku są zasadne?
Rewolucja, o której pani dyrektor mówiła w wywiadzie zaczęła się m.in. od zwolnienia wieloletniego pracownika.
„Uprzejmie informuję, że z dniem 30 listopada 2023 r. z inicjatywy nowej dyrektor mojego Schroniska, powołanej 13 listopada br., po ponad 18 latach pracy zakończyłem współpracę z jednostką. Zawsze byłem tu dla zwierząt. Teraz pozostaje mi trzymać kciuki za ich los. Nie zapominajcie o nich, proszę”... – napisał na branżowym portalu LinkedIn Mariusz Maj.
Moja rozmówczyni nie zna oficjalnych powodów zwolnienia pana Maja, ale dziwi ją błyskawiczna decyzja. Uważa, że szkoda tracić wieloletniego pracownika.
– Niby rozstanie nastąpiło z obopólną zgodą, ale można to było inaczej rozegrać. Ta osoba bardzo dobrze znała schronisko, zawsze była przy poprzednich dyrektorach – mówi.
Inny pracownik wspomina o roszadach personalnych, które, według jego oceny, budzą wątpliwości.
– Dział promocji obecnie leży, pracowników w promocji właściwie już nie ma. Jedna osoba odeszła, druga jest na okresie wypowiedzenia (od czasu rozmowy przyjęto do pracy nową osobę – red.). Kierowniczką do spraw promocji, dydaktyki i wolontariatu została sekretarka, ale jednocześnie pełni swoje dotychczasowe obowiązki. Pani dyrektor bardzo ją polubiła. Zmiana dotyczy też opiekunów – kierowca został koordynatorem do spraw bytowych. Wygląda to dziwnie, nie wiem czego ma się spodziewać obecny kierownik działu opieki bytowej. Ja też lubię wielu pracowników, ale pojawia się pytanie o kompetencje – mówi.
Według niego, pani dyrektor rozsiewa plotki, że zamierza kogoś zwolnić, inni to rozpowiadają, a stąd bierze się atmosfera strachu.
Kierownik działu opieki bytowej nie chciał rozmawiać na temat sytuacji w schronisku, odesłał mnie do pani dyrektor.