O historii polsko-brytyjskiej rodziny Clarke zrobiło się głośno w lutym ubiegłego roku. Wówczas na świat przyszły pięcioraczki, które dołączyły do siedmiorga starszego rodzeństwa. Po trzech dniach doszło jednak do tragedii – lekarze nie zdołali uratować życia małego Henry'ego Jamesa.
Pięcioraczki z Horyńca w Tajlandii
Na początku tego roku trzynastoosobowa rodzina podjęła nieoczekiwaną decyzję o przeprowadzce. O planach zamieszkania w Tajlandii poinformowała w marcu, a na początku kwietnia rodzice wraz z jedenaściorgiem dzieci dotarli do egzotycznego kraju. Matka pięcioraczków z Horyńca przekazała, że chociaż droga przebiegła spokojnie, to przed opuszczeniem Polski napotkali na wiele problemów.
– Podróż była naprawdę fantastyczna, biorąc pod uwagę ile dzieci z nami podróżowało i ile to było godzin – podkreśliła Dominika Clarke. Zapewniła, że wkrótce opowie o tym, jak wyglądały przygotowania i wyjaśniła, dlaczego nie mogła relacjonować ich na bieżąco. – Było kilka życzliwych osób, które po prostu zrobiły na nas donos, że wywozimy dzieci do dżungli, że nie mamy warunków w podróży – wyjawiła.
Rodzina Clarke pod obserwacją policji
Kobieta poinformowała, że przed wyjazdem oddzielne kontrole w tej sprawie przeprowadzili funkcjonariusze policji i pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. – Dlatego też nie mogłam nagrywać jednocześnie, bo nie chciałam kumulować niepotrzebnych sytuacji – wyjaśniła. Zapowiedziała jednak, że w najbliższym czasie opublikuje zaległe materiały i opowie o całym procesie.
Wcześniej Clarke wskazała, czym rodzina kierowała się podczas podejmowania decyzji o przeprowadzce. – Wierzę, że tam będziemy trochę bardziej razem, a nie tacy zabiegani. No i będziemy mieć więcej słońca. Pogoda tam jest wspaniała – przyznała.
Czytaj też:
Turystka ostrzega podróżnych. Przez wygląd swojego paszportu nie została wpuszczona na popularną wyspęCzytaj też:
Odkryto nowy gatunek skorpiona. Zamieszkuje park narodowy w Tajlandii