Lekarz przeanalizował zachowanie Kierwińskiego. Teraz mówi o pewności

Lekarz przeanalizował zachowanie Kierwińskiego. Teraz mówi o pewności

Dodano: 
Marcin Kierwiński
Marcin Kierwiński Źródło: PAP / Leszek Szymański
Wydruk z alkomatu nie przekonał wszystkich. Tym, którzy nie wierzą zapewnieniom Kierwińskiego, pomóc może pozew... albo opinia znanego lekarza.

Choć od głośnego wystąpienia ministra spraw wewnętrznych i administracji minęły doby, wciąż pozostaje on głównym tematem politycznej części majówki. Niektórzy posłowie i komentatorzy zarzucali Marcinowi Kierwińskiemu, że był pod wpływem alkoholu w Dniu Strażaka. Wobec tego polityk Platformy Obywatelskiej zdecydował się na badanie alkomatem. Opublikował jego wynik, a nieprzekonanych postraszył pozwami. Nieoficjalnie wiadomo, kto znalazł się na tej liście.

„Rzeczpospolita” ustaliła, że pozycja Kierwińskiego w PO i na listach do PE nie jest zagrożona, a polityk niezmiennie cieszy się zaufaniem premiera. Z kolei Fakt porozmawiał ze znanym lekarzem. Dr Ryszard Feldman ze Szpitala Praskiego w Warszawie przeanalizował zachowanie szefa MSWiA.

Lekarz komentuje zachowanie Kierwińskiego. „Absolutny nonsens”

W jego opinii, mówienie, że Marcin Kierwiński był pijany, jest „absolutnie nonsensem, ponieważ alkohol bardzo długo się utrzymuje”. Dr Feldman przekonuje, że jeżeli miał 0,0 promila, oznacza to, że dwie godziny wcześniej powinien mieć co najwyżej 0,5 lub mniej. — Jeżeli było zaburzenie mowy, to mogłoby to wskazywać na niedokrwienie — tłumaczy.

Kolejny dowód na trzeźwość (a zarazem prawdomówność ministra w rządzie Tuska) to mowa ciała. Komentatorzy oceniają głównie to, co słyszeli. Nikt nie ma zarzutów wobec postawy Kierwińskiego – nie chwiał się ani nie zataczał. – Z lekarskiego punktu widzenia zakładam prawie na 100 proc., że nie był pod wpływem alkoholu. Natomiast mogę wziąć pod uwagę fakt, że było gorąco, że miał przemijające niedokrwienie mózgu — mówi lekarz w rozmowie z „Faktem”.

O sprawę zapytano także dźwiękowca. — Obstawiam, że to jest zwyczajna trema, stres go zjadł i zaczął się problem z dykcją — mówi Szymon Gburek i zwraca uwagę, że Kierwiński „mówił do mikrofonu kierunkowego”. — Tutaj nie ma takiej opcji, żeby było coś związanego z pogłosem — wskazał.

Czytaj też:
Tusk komentuje sprawę Kierwińskiego. „Magiczny wieczór”
Czytaj też:
Kierwiński grozi konsekwencjami prawnymi. Protasiewicz: Czekam

Źródło: Fakt