Oprócz służb, które starają się jak najsprawniej dogasić pożar centrum handlowego na Białołęce, w okolicy Marywilskiej 44 gromadzą się też handlarze, którzy w ogniu stracili cenny towar. Wielu z nich reprezentuje Karol Hoang, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Wietnamczyków w Polsce.
Stowarzyszenie Wietnamczyków w Polsce o pożarze Marywilskiej
— Od pierwszych minut pożaru monitorujemy sytuację, bo jest ona związana z naszą społecznością. Nasi przedstawiciele są na miejscu, także kupcy marywilscy. Zgodnie z apelem służb odciągamy ludzi, którzy próbują dostać się na miejsce pożaru — przekazał Onetowi rzecznik SWwP.
— Dziś o godzinie 20 odbędzie się sztab kryzysowy naszej organizacji. Jesteśmy społecznością, która potrafi się solidaryzować w trudnej sytuacji. Już teraz wiemy, że tysiące ludzi straciło dorobek życia w ciągu jednej nocy. Straty są tak ogromne, że ciężko zorganizować pomoc adekwatną do szkody, ale na pewno zrobimy wszystko, co w naszej mocy – zapowiadał.
Galeria:
Tyle zostało z centrum handlowego przy Marywilskiej
Marywilska 44 to były małe firmy Polaków i Wietnamczyków
Karol Hoang nie zapomniał przy tym, że przy Marywilskiej 44 swoje firmy prowadzili nie tylko Wietnamczycy, ale też Polacy. — Tam dominują małe, rodzinne firmy. To ogromna tragedia tysięcy kupców i ich rodzin. Tak wielki pożar wygeneruje olbrzymie straty finansowe i utratę źródła utrzymania na długi okres – tłumaczył dziennikarzom.
W imieniu stowarzyszenia zaapelował też do wszystkich osób, które przybyły w okolice pożaru, lub zamierzają wybrać się w to miejsce. Prosił, by pozwolono wykonywać strażakom i innym służbom swoje obowiązki. — Strażacy muszą zrobić swoje, żeby tam wejść. W tym momencie nie możemy już nic zrobić – podkreślał.
Czytaj też:
Co jest przyczyną pożaru na Marywilskiej? Komendant główny PSP mówi o „dziwnej sytuacji”Czytaj też:
Likwidacja Stadionu, bitwa o KDT, teraz pożar przy Marywilskiej. Trudny los kupców z Warszawy