Podczas centralnej procesji Bożego Ciała w Warszawie homilię wygłosił metropolita warszawski, kard. Kazimierz Nycz. Duchowny odniósł się do niedawnej decyzji prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego, by usunąć krzyże z urzędów. Nie wymienił przy tym jego nazwiska.
Kard. Nycz o świeckości państwa. „Są poważniejsze problemy”
Metropolita warszawski wyraził przekonanie, że czeka nas dyskusja o świeckości państwa.
– Jesteśmy przekonani, że nie przekreślają tej świeckości państwa ani znaki religijne, ani krzyże. Nie chcemy powrotu do złej przeszłości, tym bardziej że dziś nikomu w naszym podzielonym społeczeństwie nie potrzeba nowych wojenek i podziałów. Są o wiele poważniejsze problemy i ważniejsze sprawy – ocenił.
W połowie maja prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał zarządzenie w sprawie przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na wiek, płeć, pochodzenie, wyznanie, światopogląd, orientację psychoseksualną, tożsamość płciową oraz stopień sprawności – poinformowała „Gazeta Wyborcza”.
Zgodnie z nowymi wytycznymi ze ścian placówek i biurek pracowników w warszawskich urzędach zniknąć mają symbole religijne, w tym wszechobecne krzyże. Urzędnicy wciąż będą mogli nosić medaliki i inne elementy biżuterii z wizerunkami świętych. Nie muszą też zakrywać religijnych tatuaży.
„Każdy ma prawo do swojej wiary (lub jej braku). Także urzędnicy i urzędniczki. A każdy, kto przychodzi do urzędu załatwić swoją sprawę, ma prawo czuć się jak w neutralnym urzędzie. Po prostu” – tłumaczył swoją decyzję Rafał Trzaskowski.
W dniu procesji kard. Nycz mówił też, że dzięki normalności odzyskanej 30 lat temu dzisiaj Najświętszy Sakrament może być obecny na ulicach Warszawy.
– Kiedyś, wiemy że w imię fałszywych założeń ideologicznych, okrutnych, ksiądz z monstrancją, biskup czy kardynał w Krakowie czy w Warszawie nie mógł stanąć w publicznym miejscu. Nie było dla niego miejsca w czasie Bożego Ciała –zaznaczył.
Czytaj też:
Transparent wymierzony w Trzaskowskiego na stadionie Legii. „Łapy precz”Czytaj też:
Krzyż powinien zniknąć z sali plenarnej? Zandberg o „dużo pilniejszej sprawie”