Zdarzenie opisał portal tvn24.pl. Do redakcji Kontaktu 24 napisał internauta, który przedstawił sytuację i screenshot z telefonu, na którym widać fotografię i nazwisko jednego z rzeszowskich lekarzy.
To miało być pamiątkowe zdjęcie
Pod koniec maja chirurg ze Szpitala Uniwersyteckiego w Rzeszowie poprosił kolegę o wykonanie zdjęcia ze studentami na sali operacyjnej. Problem w tym, że w tle widoczna była rozebrana, przygotowana do zabiegu pacjentka. Zdjęcie opublikowano w sieci.
Portal wystosował pytania do szpitala. Jak przekazano, rzecznik placówki poinformował, że w tej sprawie powołano trzyosobową komisję. — Dyrekcja wie o tym zdjęciu. Została powołana komisja złożona z doktora i dwóch profesorów, która zbada tę sprawę – mówił redakcji Andrzej Sroka, rzecznik szpitala.
Komisja przesłuchała dwóch lekarzy.
Seria niefortunnych zdarzeń na oddziale
Rzecznik dodał, że rozmawiał z jednym z lekarzy na ten temat. Okazało się, że tego dnia chirurdzy dostali nowe ubrania. — To była pierwsza taka sytuacja od wielu lat, że zupełnie nowe ubrania dla operatorów i chirurgów zostały kupione — mówił.
Po tym, jak wszyscy się przebrali, jeden chirurg przechodził przez blok operacyjny i drugi chirurg poprosił go o zrobienia zdjęcia. Andrzej Sroka dodał, że lekarz „zupełnie nie wiedział”, kto znajduje się z tyłu w kadrze. Podkreślił, że zdjęcie przed przesłaniem miało zostać wykadrowane.
Portal dotarł do protokołu posiedzenia komisji badającej tę sprawę.
„Ze względu na niewielkie pomieszczenie, w którym zostało wykonane zdjęcie (bloki operacyjne USK w Rzeszowie są ciasne) do zrobienia zdjęcia został użyty obiektyw szerokokątny i pacjentka znalazła się w kadrze” — brzmi fragment wspomnianego protokołu.
Zdjęcie trafiło na WhatsAppa
Autor zdjęcia następnie wrócił do domu. Fotografię miał wysłać drugiemu lekarzowi, ale niechcący umieścił je w relacji na WhatsAppie. Widząc relację, córka chirurga zaalarmowała go i zdjęcie usunięto.
Jak podkreślił rzecznik szpitala, chirurg „tłumaczy się przypadkiem, przemęczeniem, nieznajomością tej funkcji na WhatsApp, zdaje sobie sprawę z konsekwencji”.
Mowa o rozmowie z dyrektorem i naganą dla obu doktorów. Trudno jednak określić, kiedy rozmowa z dyrektorem się odbędzie, ponieważ ten jest aktualnie zawieszony w związku z zarzutami prokuratury. Te dotyczą jednak innej sprawy.
— W całym szpitalu zostaną przypomniane poprzez rozporządzenie dyrektora wszelkie informacje o zakazie utrwalania, rozpowszechniania wizerunku pacjentów — dodał Andrzej Sroka. We wnioskach, na końcu protokołu można przeczytać, że „incydent był jednorazowy i nieintencjonalny”.
Jeden z lekarzy zamieszanych w sprawę jest członkiem Naczelnej Rady Lekarskiej. Jak przekazała redakcja tvn24.pl, informacja o incydencie jeszcze nie dotarła do NRL. — To przede wszystkim nigdy nie powinno mieć miejsca. Po państwa publikacji prześlemy to do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej — mówił dziennikarzom Jakub Kosikowski, rzecznik Izby.
A co z pacjentką?
Widoczna na zdjęciu kobieta najprawdopodobniej nawet nie wie, że na sali operacyjnej zrobiono jej zdjęcie.
— Na pewno do tej pacjentki to nie trafiło. To zdjęcie zostało wykonane ponad dwa miesiące temu i do tej pory nie mieliśmy żadnych sygnałów, żeby do tej pacjentki to dotarło. Sugerowałem dyrektorowi, by pojawił się temat próby przeproszenia tej pacjentki. Pytanie, czy ona w ogóle jest do zlokalizowania — mówił się rzecznik szpitala.
Czytaj też:
98-letni weteran wojenny dawcą wątroby. „Dał jeszcze jeden prezent”Czytaj też:
Dwulatka zjadła owoc i wylądowała na SOR-ze. Uwaga na „fałszywe” porzeczki