Niepokojąca sytuacja w nadmorskiej miejscowości. Poprzez pożar chcieli wyeliminować konkurencję?

Niepokojąca sytuacja w nadmorskiej miejscowości. Poprzez pożar chcieli wyeliminować konkurencję?

Ustka
Ustka Źródło:Pixabay / neufal54
Lokal gastronomiczny w Ustce, mający w ofercie śniadania, lunche czy ciasta, stał się celem regularnych ataków. Policjanci zatrzymali osobę, która jest podejrzana o podpalenie, a także prawdopodobnego zleceniodawcę, właściciela innej restauracji.

Sprawę opisali dziennikarze „Uwagi! TVN”. Problemy właścicieli niewielkiej knajpki rozpoczęły się w dniu, gdy ktoś przed ich lokalem rozlał charakterystycznie cuchnącą substancję – benzynę. Innym razem w budynek rzucono jajkami i oblano farbą.

W końcu doszło do podpalenia lokalu gastronomicznego w Ustce

To jednak nie był koniec, bo niepokojące zachowania eskalowały. Pewnego razu ktoś zdecydował się pójść o krok dalej i podpalić służbowe samochody. Nieznani sprawcy próbowali też niszczyć pensjonat w budowie. Kto odpowiadał za ataki? Tego długo nie udawało się ustalić, mimo materiału dowodowego, który powstał dzięki kamerze monitoringu (w dniu, gdy ktoś rzucił się z pięściami na właściciela bistro).

Niepokojąca sytuacja przykuła uwagę dziennikarzy TVN. Postanowili odwiedzić Ustkę i zrobić o sprawie reportaż. W międzyczasie pokrzywdzone osoby dostarczyły materiały dowodowe służbom, dzięki czemu wkrótce udało się zatrzymać zarówno osobę, która odpowiadać ma za podpalenie pojazdów, jak i osobę, która mogła zlecić czyn zabroniony.

Wyszło na jaw, że stoi za tym dawny pracodawca jednego z pokrzywdzonych, który jest właścicielem innej, konkurencyjnej restauracji. Mieści się nieopodal, na terenie powiatu słupskiego.

Chcieli wyeliminować konkurencję? Mogę spędzić za kratami parę lat

W programie „Uwaga!” o szczegółach sprawy opowiedział młodszy aspirant Jakub Bagiński – oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Słupsku. Przekazał, że śledczy „biorą pod uwagę (...), że do zdarzeń dochodziło (...), żeby wyeliminować konkurencję”. Funkcjonariusze zastanawiają się obecnie nad wznowieniem umarzanych dotąd postępowań, ponieważ w ciągu 36 miesięcy pokrzywdzeni właściciele dostarczali policji dowodów zastraszania.

– Postępowanie na ten moment jest rozwojowe – zaznacza zaś prokurator Kamil Wodziński z Prokuratury Rejonowej w Słupsku. Jak poinformował, w tym momencie „nie można potwierdzić, ani wykluczyć (...) dalszych zatrzymań”. Jak podaje TVN, za czyny zabronione, których mieli dopuścić się zatrzymani, grozi im nawet pięć lat pozbawienia wolności.

Czytaj też:
Wskoczył na sklepowy regał i się zaczęło. Nocna burda w Biedronce
Czytaj też:
Wypadek polskiego autokaru w Niemczech. Kilkanaście osób rannych

Źródło: TVN