Groźny wypadek w Tatrach. Trwa akcja ratunkowa

Groźny wypadek w Tatrach. Trwa akcja ratunkowa

Śmigłowiec TOPR
Śmigłowiec TOPR Źródło: Shutterstock / Dawid K Photography
Na miejscu pracuje kilkunastu ratowników TOPR i śmigłowiec. Stan poszkodowanego mężczyzny nie jest znany. Na niekorzyść działa skomplikowany teren.

We wschodniej ścianie Mnicha trwałą działania ratownicze – informuje Tygodnik Podhalański powołując się na źródła w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym. W akcję zaangażowanych jest 13 ratowników i śmigłowiec.

Zgodnie z informacjami RMF FM do Studni w Mnichu, dziury w skałach poniżej Dolnych Półek, spadł mężczyzna. – Ekipa w śmigłowcu oraz wsparcie z centrali ruszyło na pomoc. Ratownicy prawdopodobnie już dotarli do ratowanego, teraz trwają działania. Na pewno doszło do jakiś urazów, ale nie wiemy jeszcze, jak poważnych. Poszkodowany utknął w jaskini – przekazał w rozmowie z radiem Jakub Hornowski, ratownik dyżurny TOPR.

Seria wypadków w Tatrach

To kolejny wypadek w Tatrach w ten weekend. Dzień wcześniej przed południem media obiegła informacja o śmierci w wyniku upadku z dużej wysokości młodego mężczyzny. Miało do niego dojść w rejonie Orlej Perci, na Granatach.

Tego samego dnia do groźnego wypadku doszło na słowackim Gerlachu, najwyższym szczycie Tatr i całych Karpat. Polak bez odpowiedniego wyposażenia i butów oraz nieposiadający uprawnień wspinaczkowych próbował zdobyć szczyt Żlebem Karczmarza. Nie udało mu się.

Jak relacjonuje Tygodnik Podhalański, kiedy mężczyzna był górnej części Żlebu Karczmarza, poślizgnął się na płacie śniegu i spadł kilkadziesiąt metrów. Doznał licznych obrażeń ciała. Na miejsce wysłany został śmigłowiec Horskiej Zahrannej Służby, który uratował Polaka i przetransportował go do szpitala w Popradzie.

Słowacy dwukrotnie ruszali na pomoc Polakom

To drugi raz w ten weekend, kiedy śmigłowiec Horskiej Zahrannej Służby musiał poderwać się, aby pomóc Polakom. W piątek w godzinach wieczornych ratownicy otrzymali wezwanie do trójki wspinaczy, którzy z powodu zimna, wyczerpania i zbliżającego się zmroku nie byli w stanie ani dokończyć wspinaczki, ani samodzielnie zejść na dół.

W tym przypadku na szczęście nikomu nic się nie stało. „Ratownicy zapewnili im ciepłe napoje. Ponieważ nie odnieśli żadnych obrażeń, kontynuowali podróż samodzielnie” – informowali w mediach słowaccy ratownicy.

Czytaj też:
Konie z Morskiego Oka mają za długi postój. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy
Czytaj też:
Pijany 26-latek wjechał w grupę dzieci. Nowe szczegóły. „Brak skruchy”

Źródło: Tygodnik Podhalański, RMF FM