Zatrząsnęli pacjenta w karetce na 45 min. Na zewnątrz było 30 stopni

Zatrząsnęli pacjenta w karetce na 45 min. Na zewnątrz było 30 stopni

Karetka / zdjęcie ilustracyjne /
Karetka / zdjęcie ilustracyjne / Źródło: Wikimedia Commons / Dyspozytornia / CC BY-SA 4.0
W Krakowie zatrzaśnięto w ambulansie mężczyznę cierpiącego na nowotwór. Ostatecznie syn chorego wybił szybę. Właściciel firmy świadczącej usługi medyczne zapowiedział „podjęcie środków zaradczych”.

Pod koniec ubiegłego tygodnia na jednym z krakowskich osiedli pracownicy prywatnej firmy świadczącej usługi medyczne mieli przetransportować karetką do hospicjum mężczyznę cierpiącego na nowotwór. Kiedy umieścili pacjenta wewnątrz ambulansu, kierowca przez nieuwagę zatrzasnął drzwi do samochodu z kluczykami w środku – podało Radio Zet. Na zewnątrz panował upał, temperatura dochodziła do 30 stopni Celsjusza.

Podczas upału zatrzasnęli w karetce mężczyznę cierpiącego na nowotwór. „Wojtek, zostaw to”

Sytuację nagrali świadkowie. Kierowca i jego pomocnik próbowali otworzyć drzwi między innymi przy pomocy śrubokręta. Ostatecznie nie potrafili dostać się do auta i musieli zadzwonić do współpracowników po zapasowe kluczyki. W międzyczasie wokół karetki zaczęli gromadzić się sąsiedzi chorego oraz jego syn. W pewnym momencie zaczęto domagać się od obsługi ambulansu wybicia szyby. – Wojtek, zostaw to, bo będziesz musiał płacić – słychać na filmie.

Na innych nagraniach mężczyzna z personelu medycznego – zaglądając przez okno – uspokajał wszystkich podkreślając, że pacjent „oddycha, bo się klatka piersiowa podnosi”. Po około 45 minutach od momentu zatrzaśnięcia kluczyków pod presją wezwania policji kierownik ambulansu spróbował wybić szybę. Ostatecznie zrobił to syn chorego. Właściciel firmy świadczącej usługi medyczne przekonywał jednak, że mężczyzna był zamknięty w karetce maksymalnie kwadrans.

Absurdalna sytuacja z chorym na raka. Grożono wezwaniem policji, właściciel firmy się tłumaczy

– To była nieszczęśliwa sytuacja, ale jako właściciel firmy czuję się odpowiedzialny za to, co się stało. Jest mi przykro – powiedział Maciej Kisiel-Dorohinicki. Dodał, że „szuka kontaktu z synem pacjenta i jeśli będzie miał możliwość, to pomoże mu we wszystkim, o ile zajdzie taka potrzeba”.

Szef EMERGENCY24 podkreślił, że „zaprosi wszystkich pracowników na rozmowę”. – Trzeba podjąć jakieś środki zaradcze. Oni nie mogą się bać wybić szyby. Życie ludzkie jest wartością najwyższą i tutaj nie ma w ogóle nad czym się zastanawiać – podsumował.

twitterCzytaj też:
Atak na ratownika medycznego w Warszawie. Kobieta wtargnęła do karetki
Czytaj też:
Kobieta zemdlała na jego oczach. To, co zrobił 11-latek, zasługuje na słowa uznania

Źródło: Radio Zet