W sobotę gościem programu „100 pytań do” w studiu TVP Info był prof. Bralczyk. Językoznawcę zapytano o „osoby ludzkie” i „nieludzkie”. Odpowiedział, wskazują, że to mu „nie pasuje”, tak samo, jak „nie pasuje mu adoptowanie zwierząt”. – Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i preferuję te tradycyjne formuły i sposób myślenia. Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies „umarł”, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety „zdechł” – powiedział.
Językoznawca zaznaczył, że bardzo lubi zwierzęta. Wcześniej prof. Bralczyk podobne słowa wygłosił w Kanale Zero. Krzysztof Stanowski, który prowadził wtedy program specjalny, w pewnym momencie zapowiedział, że do studia przyprowadzony zostanie pies. – Można go adoptować – poinformował. Na te słowa od razu zareagował wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. – Wydaje mi się to jednak trudne (...), ponieważ adopcja w moim języku odnosi się do ludzi. Tego pieska możemy „polubić”, „przyswoić”, możemy go „uznać za swojego”, ale „adoptować” to bym jednak go nie mógł – w moim języku w każdym razie – powiedział.
„Psota” od słowa „pies”?
Następnie wskazał, co w wielu językach w ogóle oznacza słowo „pies”. – Słowo „psota” jest od słowa „pies”. Słowo „zepsuć” jest od słowa „pies”. „Psotnik” to jest właśnie ktoś, kto się „zachowuje jak pies”. „Psota” kiedyś oznaczało „cudzołóstwo” – ni mniej, ni więcej – bo pies uchodził za zwierzę lubieżne, no i dlatego słowo „pies” tak często bywa w przysłowiach niedobrych, a jest to najlepszy przyjaciel człowieka – podkreślił. Kanał Zero opublikował w czwartek wspomniany fragment wystąpienia prof. Bralczyka. W kontekście burzy przypomniano, że językoznawca jedynie „opowiedział »o adoptowaniu psa« z językowego punktu widzenia”.
Na słowa prof. Bralczyka, które padły na antenie TVP Info, zareagowała redakcja serwisu gazeta.pl. „Nie. Zwierzęta jak najbardziej umierają. Nie zdychają, jak chciałby profesor. I zostawiają po sobie żałobę, ból i pustkę. I to jak najbardziej jest ludzkie” – podkreślili dziennikarze w artykule z 17 lipca. Na platformie X także zaroiło się od komentarzy. Popularny jezuita ojciec Grzegorz Kramer napisał, że „zawsze będzie mówił, że Faza umarła, a nie zdechła – nawet jeśli prof. Bralczyk mówi inaczej” – zaznaczył duchowny, wskazując na swojego ukochanego pupila.
Wpis na X umieściła także dziennikarka Agnieszka Gozdyra. „Do prof. Bralczyka mam gigantyczną pretensję nie o to, że jest (jak mówi) stary. O to, że zasłania się swoim wiekiem i wykorzystuje niekwestionowany autorytet, by zaistnieć, uderzając w zwierzęta, których pozycja jest i tak bardzo podła. Niegodne jest dla mnie przemawianie z (zasłużonej) pozycji wybitnego językoznawcy, by umniejszyć istoty, które człowiek od wieków wybija, wykorzystuje, eksploatuje ponad wszelką miarę, i panem których się obwołał. Na końcu jeszcze – odmawia im nawet minimum szacunku słowem »umierać«, zastępując je pogardliwym »zdychać«. Profesor zaistniał, ale przy okazji wywołał lawinę komentarzy i deklaracji, świadczących, jak wiele osób nie akceptuje takiego opisu świata. Wszak język opisuje rzeczywistość i także naszą wrażliwość. Można być profesorem i osobą pozbawioną empatii” – czytamy.
Fala komentarzy po słowach prof. Bralczyka. „Obrazili się?”
Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva także odniósł się do słów, które padły na antenie TVP. „W związku z tak ogromnym brakiem empatii, chcemy przypomnieć słowa innego językoznawcy — profesora Mirosława Bańko — który mówi: »słowo »zdechnąć« jest nacechowane pejoratywnie, gdy jest odnoszone do ludzi – i to nacechowanie może udzielać się także wypowiedziom, w których słowo to odnosi się do zwierząt. W języku widać liczne dowody na postrzeganie zwierząt jako gorszego rodzaju stworzeń. (...) Fakt, że człowiek podkreśla nawet odrębność zwierzęcej śmierci, i że traktuje ją jako coś gorszego od śmierci ludzkiej, jest dla mnie jednak faktem dość żenującym«” – napisali na Facebooku przedstawiciele fundacji.
W czwartek Onet skontaktował się z prof. Bralczykiem. — Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze? — zastanawiał się. Ponownie wygłosił też swoje zdanie w sprawie — jako językoznawca: „nie adoptujemy psów, adoptujemy ludzi” – zaznaczył. Zwrócił też uwagę, że jeśli ktoś chce, to może mówić, że „pies umiera”, ale chcąc we właściwy sposób określić wspomniany stan rzeczy (biorąc pod uwagę język polski), powinniśmy użyć raczej słowa „zdycha”. – Zdychają i lwy, i komary, i psy, i inne zwierzęta. Niestety, przez wieki zyskało ono [słowo „zdychać” – red.] negatywne skojarzenie – zauważył.
Zdaniem prof. Bralczyka „umieranie zwierząt jest pewnym nadużyciem metaforycznym tego słowa”. – I tak jak można powiedzieć, że umierają idee czy umierają państwa, tak można powiedzieć i o zwierzętach. Ale właściwym, pierwotnym słowem jest właśnie „zdychać” – tłumaczył dziennikarzom. Dodał, że nie jest ono „nacechowane pejoratywnie”, bo ma związek etymologicznie z „oddychaniem”. Zaproponował, by ci, którzy nie lubią słowa „zdychanie”, mówili np. pies „odszedł”. — Sam jestem kociarzem i, niestety, koty też zdychają – zaznaczył.
twittertwitterCzytaj też:
Filip Chajzer zaprzepaścił swoje szanse w Polsacie. „Stacja ma dość skandali”Czytaj też:
Braun utknął w windzie w budynku PE. „Eurokołchoz w pigułce”