We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie - przed którym tego dnia zaczął się proces cywilny w tej sprawie - dał stronom miesiąc na ewentualne rozmowy co do ugody. Kolejny termin procesu - w styczniu 2008 r.
W czerwcu tego roku Tusk powiedział w TVN24 o "aktywiście PiS, który zostaje z dnia na dzień prezesem stoczni", "doprowadza ją do stanu rozpaczy", a "jedyna decyzja, która została w Gdańsku zauważona, jedyna jaką podjął, to radykalne podwyższenie swojego wynagrodzenia i ludzi, którzy zostali tam nominowani przez partię rządzącą". Jaworski pozwał za to Tuska o ochronę dóbr osobistych.
"Pozwany podał nieprawdę" - mówił w sądzie mec. Stefan Jaworski, pełnomocnik powoda (zbieżność nazwisk przypadkowa - PAP). Adwokat podkreślił, że prezes nie doprowadza stoczni do "rozpaczy", bo w pierwszej połowie tego roku wypracowała ona 10 mln zł zysku netto. "Było też wiele innych jego decyzji" - dodał.
Pełnomocnik nieobecnego Tuska (pozwany nie ma obowiązku stawiania się w sądzie - PAP) mec. Elżbieta Kosińska-Kozak mówiła, że po podwyżce dyrektor zarabia 35 tys. zł. Mec. Jaworski uchylił się od potwierdzenia tej informacji. Mec. Kosińska-Kozak dodała, że w 2006 r. stocznia przyniosła 72 mln zł strat.
Sąd odsłuchał w obecności stron taśmę z nagraniem wywiadu Tuska, po czym spytał o możliwość ugody. "Zawsze widzę taką szansę, ale muszę się skontaktować z moim mocodawcą" - odparł mec. Jaworski. Także mec. Kosińska-Kozak nie chciała niczego przesądzać przed kontaktem z Tuskiem (desygnowanym na premiera).
Jaworski - prezes stoczni od marca 2006 r. - bezskutecznie ubiegał się o mandat z listy PiS w ostatnich wyborach - dostał 3868 głosów.
ab, pap