Dzieci utonęły w Wiśle, po 63 latach chcą usunąć ich groby. "Obraz tego horroru mam przed oczami"

Dzieci utonęły w Wiśle, po 63 latach chcą usunąć ich groby. "Obraz tego horroru mam przed oczami"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kazimierz Dolny nad Wisłą
Kazimierz Dolny nad Wisłą Źródło: Wikimedia Commons / Domena publiczna
Groby trzech ofiar największej tragedii na Lubelszczyźnie po II wojnie światowej mają zostać usunięte. Powód? Od lat są całkowicie opuszczone – podkreśla zarząd cmentarza. Decyzja ta budzi sprzeciw lokalnych radnych. – Cudem uszedłem z życiem. Ten obraz mam wciąż przed oczami – mówi w rozmowie z „Wprost” Waldemar, jeden z niewielu ocalałych z wypadku z 1961 roku.

Czerwiec 1961 roku. Upał. Nauczyciele ze Szkoły Podstawowej nr 17 przy ulicy Krochmalnej w Lublinie postanawiają sprawić uczniom przyjemność na koniec roku. Organizują więc wycieczkę dla najzdolniejszych piątoklasistów.

Cel? Kazimierz Dolny nad Wisłą. W planach dość oczywista trasa zwiedzania – Góra Trzech Krzyży, baszta, spichlerz i kąpiel w rzece. Finalnie na wycieczkę jedzie około 30 dzieci oraz dwie nauczycielki (choć niektóre źródła wskazują 50 uczniów i trzy opiekunki). Gorący 23 czerwca przeradza się w dzień najgorszej po II wojnie światowej tragedii, która wydarzyła się na Lubelszczyźnie.

Tragedia w Kazimierzu. „Wciągnął mnie wir”

Podczas pływania w Wiśle pod dziećmi zaczyna osuwać się piach. Jedno za drugim zaczynają tonąć. Gęste powietrze rozdziera przeraźliwy krzyk.

– Wciągnął mnie wir i zalała woda. Zdążyłem wcześniej nabrać powietrza. Gdy wypłynąłem, zobaczyłem Basię – piękną dziewczynę. Machała rękami, krzyczała. Uderzyła mnie w ramię. Na moment zdrętwiałem i przypomniałem sobie słowa mamy. Przed wyjazdem powiedziała: „Uciekaj jak najdalej od topielca. Nie daj się złapać, bo pójdziesz z nim na dno”. To zdanie uratowało mi życie. Odpływałem, patrząc, jak tonie koleżanka. Za mną mogli być inni, ale nie myślałem o tym. Tak bardzo chciałem dotrzeć na ląd – mówił w rozmowie z Interią Waldemar.

Mężczyźnie udaje się wydostać. Jego koledzy i koleżanki nie mają tyle szczęścia. W Wiśle tonie 13 dzieci.

Kazimierz Dolny w latach 60. XX wieku

Groby ofiar do usunięcia?

Po 63 latach temat powraca. „Kurier Lubelski” informuje o planowanym przez Cmentarz Rzymskokatolicki przy ulicy Lipowej w Lublinie usunięciu trzech grobów ofiar – Barbary Krystyny Kowalskiej, Czesława Stanisława Łońskiego i Elżbiety Marii Sosińskiej. Pod koniec czerwca pojawiły się na nich karteczki z prośbą o kontakt z zarządcami cmentarza.

Inne pochowane ofiary kazimierskiej tragedii mają nowe pomniki. W mogiłach spoczywają z nimi członkowie rodzin.

– Wskazane groby są całkowicie opuszczone, czyli brak rodziny, od lat brak regulacji stanu prawnego oraz wieloletni brak opłat – tłumaczy redakcji zarząd cmentarza.

Dodaje, że sprawę odłożono na czas nieokreślony.

Na stronie cmentarza czytamy, że opłata prolongacyjna grobu ziemnego i jednokatakumbowego murowanego powinna być wnoszona co 20 lat. Koszt? 900 złotych. W przypadku grobów dziecięcych to 400 złotych.

Pomysł na publiczną zbiórkę

Lidia Kasprzak-Chachaj – przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Za Cukrownią w Lublinie (to tam mieściła się szkoła podstawowa, do której chodziły ofiary – red.) – w rozmowie z „Wprost” podkreśla, że miasto nie ma prawnych możliwości finansowania utrzymania prywatnych grobów lub ich naprawy.

– Jako rada dzielnicy nie możemy nawet przekazać środków z rezerwy celowej – tłumaczy nasza rozmówczyni.

Inne przepisy dotyczą grobów zabytkowych czy wojennych. One likwidacji nie podlegają.

Kobieta myśli nad założeniem zbiórki publicznej lub kościelnej na ten cel. – To pierwszy pomysł, który przyszedł mi do głowy. A może kuria mogłaby utworzyć subkonto do wpłat na uiszczenie opłaty prolongacyjnej, a także renowacji i utrzymania grobów? – zastanawia się na głos.

Temat ten poruszony zostanie podczas przyszłotygodniowego posiedzenia rady.

EDIT: Jak przekazała nam po publikacji tekstu Lidia Kasprzak-Chachaj, zbiórkę uruchomiono. Można ją wesprzeć tutaj.

Ocalały: Myśli o tragedii często do mnie powracają

Rozmawiamy też z Waldemarem. 75-letni dziś mężczyzna – ocalały z wydarzeń z 1961 roku – uważa, że zarząd oczekuje reakcji władz miasta oraz pozostałych zainteresowanych sprawą.

– A odnosząc się do ofiar, o których nagrobki chodzi… Trudne to wszystko. Znałem je osobiście. Nie sposób zapomnieć o tej tragedii. W końcu byłem jej bezpośrednim uczestnikiem. Te myśli często do mnie powracają. Obraz całego tego horroru mam ciągle przed oczami. Nie sposób – nawet po latach – uwolnić się od tego.

Dodaje, że poprze każdą inicjatywę upamiętniającą to wydarzenie. – Zbiórka jest dobrym pomysłem – podsumowuje.

Czytaj też:
80 lat od zamachu w „Adrii”. Wiedział, że umrze, więc przeprowadził brawurowy atak
Czytaj też:
70 lat temu Katowice stały się Stalinogrodem. Władze twierdziły, że chcieli tego mieszkańcy

Źródło: WPROST.pl