Myśliwi odstrzelą niemal 200 procent więcej dzików niż planowano. „Bezsensowna, masowa eksterminacja”

Myśliwi odstrzelą niemal 200 procent więcej dzików niż planowano. „Bezsensowna, masowa eksterminacja”

Dzik, zdjęcie ilustracyjne
Dzik, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock
Niemal 300 jeleni dziennie, blisko 600 dzików każdego dnia – dzikie zwierzęta masowo giną w polskich lasach. Mikołaj Dorożała, wiceminister Klimatu i Środowiska opublikował szokujące dane, które rzucają nowe światło na skalę zabijania zwierząt w naszym kraju.

O „twardych danych” polityk poinformował w swoich mediach społecznościowych. „W ciągu jednego roku zabito: 214 018 dzików z zaplanowanych 112 840 do zabicia – 189,6 procent planu zabicia” – pisał na portalu X (dawniej Twitter) wiceminister Dorożała. Dziki jednak nie są jedynym gatunkiem, który masowo ginie z rąk myśliwych.

Od kwietnia 2023 roku do marca 2024 roku zabito także ponad 106,5 tysiąca jeleni dziennie. Następny rok łowiecki nie będzie dla nich łaskawszy – zaplanowano bowiem śmierć 3 tysięcy jeleni więcej, niż w poprzednim roku. Myśliwi odstrzelili również 192,5 tysiąca saren, ponad 10 tysięcy danieli i niemal pół tysiąca muflonów.

A to statystyki tylko z oficjalnych polowań.

twitter

Izabela Kadłucka, prezeska Fundacji Niech Żyją! zwraca uwagę na fakt, że Polski Związek Łowiecki tym razem jawnie podał informacje odnośnie wykonanego i planowanego odstrzału. – Dotychczas konsekwentnie odmawiał udzielania tych informacji organizacjom pozarządowym, dziennikarzom, a nawet parlamentarzystom. Musimy pamiętać, że Polski Związek Łowicki zarządza populacjami dzikich zwierząt, które są dobrem ogólnonarodowym i własnością Skarbu Państwa – mówiła redakcji Wprost.pl.

Niemal 200 procent planu. Dziki szykują się na rzeź

W lutym bieżącego roku Mikołaj Dorożała mówił o tym, że w ciągu ostatnich pięciu lat odstrzelono w Polsce ponad milion dzików. Działania tłumaczono wtedy walką z afrykańskim pomorem świń. Problem w tym, że to człowiek – a nie zwierzęta – roznosi ją po lasach. Prozwierzęcy eksperci podkreślali, że choroby nie da się zdusić przez odstrzał. „Spośród zabitych dzików w odstrzałach sanitarnych, tylko około 2-3 procent to zwierzęta zakażone” – tłumaczył Rafał Maślak, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

– Od lat w Polsce podtrzymywana jest błędna strategia masowego zabijania dzików jako głównej metody walki z epidemią ASF. Od 2015 roku zabitych zostało już blisko 2,5 miliona dzików, wbrew apelom naukowców – podkreśliła prezeska Fundacji Niech Żyją!. – Dziki pełnią kluczową rolę w ekosystemach leśnych i są wielkimi sprzymierzeńcami lasów, dlatego masowe zabijanie tego gatunku może mieć bardzo dotkliwe, jeszcze nie znane nam skutki. Odstrzał 214 018 dzików z zaplanowanych 112 840 do zabicia, czyli zabicie przez myśliwych niemal dwukrotnie więcej dzików, wobec pierwotnego planu odstrzału to bezsensowna, masowa eksterminacja tego gatunku – dodała działaczka.

Kilka dni temu temat ASF poruszano na posiedzeniu sejmowej podkomisji do spraw dobrostanu zwierząt gospodarskich i ochrony produkcji zwierzęcej w Polsce oraz zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Rozmawiano także o ptasiej grypie.

„Zarówno strona rządowa, jak i Polski Związek Łowiecki podtrzymują błędną strategię masowego wybijania dzików. Wciąż obowiązuje haniebna, polityczna decyzja byłego Ministra Środowiska, Henryka Kowalczyka o depopulacji dzików z 2018 roku: redukcji populacji do 1 dzika na 10 kilometrów kwadratowych. Apelujemy o odwołanie tej szkodliwej przyrodniczo decyzji. Dziki pełnią kluczową rolę w ekosystemach leśnych i są wielkimi sprzymierzeńcami lasów. Bez nich ucierpi przyroda” – czytamy w mediach społecznościowych Koalicji Niech Żyją!.

Środowisko przyrodnicze przyznaje, że systemowo zaniedbywany jest program poszukiwania padłych, zakażonych dzików, „mimo, że Komisja Europejska, Europejskie Biuro do spraw Bezpieczeństwa Żywności, Polska Akademia Nauk i Instytut Biologii Ssaków PAN zgodnie stwierdzają, że jest to najskuteczniejsza metoda walki z epidemią ASF”.

twitter

W lasach padną setki tysięcy strzałów. Nie tylko dziki skazane na odstrzał

A co z resztą wyroków śmierci, wydanych na jelenie, sarny, daniele i muflony?

Zabicie ponad 106,5 tysiąca jeleni w ciągu roku daje średnią prawie 300 jeleni dziennie. Jak twierdzi ekspertka z Niech Żyją!, to pokazuje, jak ogromna jest skala zabijania jeleni w Polsce. – Trzeba dodać, że polowania na jelenie odbywają się głównie dla trofeów, na wielu cennych przyrodniczo terenach Polski. Ofiarami takich polowań są najsilniejsze osobniki z najlepszymi genami – podkreśliła Izabela Kadłucka.

Fundacja Niech Żyją! od lat postuluje o odwrócenie tego trendu zabijania, uzasadnionego głównie trofeistyką i zaprzestanie zabijania jeleni w okresie rykowiska – w czasie, kiedy jelenie mają gody, a myśliwy korzystają z tego, że zwierzęta są otumanione hormonami i przez to mniej uważne.

Pół tysiąca saren dziennie. Pod ostrzałem myśliwych padło niemal 200 tysięcy osobników tego gatunku. W maju, gdy zaczyna się sezon polowań na samce saren, życie samic także jest zagrożone. – Maj to miesiąc wyprowadzania młodych wielu gatunków ssaków, w tym prawnie chronionych. Każda ingerencja w przyrodę w tym czasie, szczególnie tak inwazyjna jak polowanie, (huk, płoszenie, rozjeżdżanie, deptanie) odbywa się ze szczególną szkodą dla środowiska – wyjaśniła Izabela Kadłucka.

Podkreśliła jednocześnie, że sami myśliwi, w różnych okolicznościach, donoszą o regresie populacji saren, uzasadniając często tym argumentem przywrócenie odstrzału wilków. – Nie widzą jednak problemu w corocznym zabijaniu prawie 200 tysięcy saren – dodała.

Daniele i muflony także idą do ostrzału. Nie są gatunkami rodzimymi, a obcymi, które sprowadzone zostały do Polski jedynie w celach łowieckich.

– Daniele są regularnie, od lat hodowane i wsiedlane przez myśliwych do środowiska, chociaż nie jest to zgodne z ustawowym celem łowiectwa, jakim jest ochrona przyrody. Myśliwi hodują daniele po to, by później móc je zabijać w ramach swojej oferty łowieckiej – mówiła prezeska Niech Żyją! wskazując, że „jest to dość dobry biznes”. Za zabicie daniela bowiem trzeba zapłacić około 6 tysięcy złotych.

Polskie łowiectwo czekają zmiany?

Mikołaj Dorożała informował w lutym o radykalnych planach związanych z reformą łowiectwa. Mówiono wtedy o objęciu zakazem polowań niektórych gatunków ptaków, ograniczeniu polowań zbiorowych i zmniejszeniu skali odstrzału dzików. Przyrodnicy regularnie spotykają się w Sejmie razem z myśliwymi i posłami, dyskutując nad zakresem zmian w gospodarce łowieckiej i koniecznością ich wprowadzenia. Utworzono Zespół do spraw reformy łowiectwa.

Izabela Kadłucka twierdzi, że zarówno skala odstrzału dzikich zwierząt w Polsce, jak i tak zwanych lista gatunków łownych, mogą i powinny zostać ograniczone.

– W ramach prac Zespołu do spraw reformy łowiectwa rekomendujemy szereg zmian w łowiectwie – mówiła prezeska Fundacji Niech Żyją!, która weszła w skład wspomnianego zespołu. Działacze apelują o wprowadzenie obowiązkowych ocen oddziaływania na środowisko dla planów łowieckich, aby wziąć pod „ekspercką lupę” limity odstrzału. – Rekomendujemy również wprowadzenie okresów ochronnych dla jeleni i saren w czasie godów. Polowania w okresie godowym, w czasie prokreacji, rozrodu i prowadzenia młodych są skrajnie niehumanitarne, nieetyczne i sprzeczne z ustawą o ochronie przyrody – mówiła przyrodniczka. Dodatkowym, jej zdaniem poważnym problemem jest brak transparentności działania Polskiego Związku Łowieckiego, czym także koalicja planuje się w przyszłości zająć.

Czytaj też:
Wojsko we współpracy z myśliwymi. „To bardzo chybiony pomysł”
Czytaj też:
Celował w dzika, trafił w syna. Rodzinna tragedia na polowaniu