Ma 30 lat i nigdy nie wyszła sama z domu. „Ostatnio jechałam windą na odpady”

Ma 30 lat i nigdy nie wyszła sama z domu. „Ostatnio jechałam windą na odpady”

Monika Szynkowska jest ambasadorką Fundacji Avalon
Monika Szynkowska jest ambasadorką Fundacji Avalon Źródło: Fundacja Avalon
Monika nigdy nie zrobiła sama zakupów. Nigdy nie wyszła sama na spacer. Od lat wysyła jednak pisma, bo chce to zrobić po raz pierwszy. Pisała do spółdzielni, RPO i prywatnych firm. Wnioskowała o dofinansowania. – Mówili, że nie mogą zezwolić na coś, co jest niezgodne z prawem – opowiada.

Monika zwykle zaczyna od telefonu. Dzwoni po fachowców, którzy przyjadą odpowiednim samochodem. Zniosą wózek po paru schodkach, tych przeklętych schodkach. Zawiozą, wrócą i słono policzą. Jest miejski transport, ale to loteria. Może przyjadą, może nie. A jak przyjadą, to w pakiecie często jest wycieczka po mieście, bo trzeba rozwieźć wszystkich. Była jedna asystentka, ale odnowiła się jej kontuzja kolana. Była druga, która zrezygnowała, gdy zobaczyła stromy podjazd. Czasami pomogą znajomi, ale trudno dzwonić do nich codziennie. Podobnie po mamę, a babcia, z którą Monika mieszka, też porusza się na wózku.

– Mam trzydzieści lat i jeszcze nigdy nie wyszłam sama z domu – Monika ociera łzy.

Po tym jednym zdaniu milknie.

– Jeszcze nigdy nie zrobiłam sama zakupów. Nigdy nie wyszłam, bo nie pokonam tych przeklętych schodów – dodaje po chwili.

Pensja na dojazdy

Monika pracuje. Zdalnie, oczywiście, bo inaczej połowę pensji wydałaby na dojazdy. Zdobyła dylom magistra bałtystyki, od czterech lat uprawia wspinaczkę. Po domu porusza się sama, nawet w malutkiej łazience. Lata rehabilitacji sprawiły, że mogłaby zrobić sobie śniadanie, ale ledwo mieści się w kuchni, blaty są za wysokie, jest za ciasno. Może wstać, ale tylko na chwilę.

– Długodystansowcem nigdy nie będę – uśmiecha się.

Mieszka w ścisłym centrum Warszawy, na siódmym piętrze w bloku. Winda jest, nawet dojeżdża na piętro Moniki, ale pozostaje kilka schodów, aby do windy się dostać. Jest co prawda stary, blaszany podjazd. Dwie rynny, jak dla rowerów. Trzeba wcelować w nie kółkami, z całej siły pchnąć. Uważać, żeby nie spaść. To wystarczało, ale do pewnego momentu. Bo podjazd ktoś musi jeszcze otworzyć, trzeba przytrzymać wózek, uważnie manewrować, bo połowa kółek się nie mieści. Wystarczał, gdy Monika miała mniejszy wózek.

Nikt wtedy nie pomyślał, że będzie przecież rosnąć.

– Kiedyś potrzebowałam dziadka, który był na tyle silny, że targał mnie z wózkiem. Gdy go zabrakło, mama przejęła wszystko – opowiada Monika. – Raz spadłyśmy z podjazdu, bo kółka źle wcelowały. Nie mogłyśmy sięgnąć telefonu, mama musiała mnie trzymać, żebym nie zleciała do końca. Na szczęście szła sąsiadka, jej brat nas podniósł.

Walka Moniki o to, żeby samodzielnie wyjść z domu, trwa od lat.

Czytaj też:
Tą chorobą nie można się zarazić. Tymczasem: „Ludzie tacy jak my są wypraszani z pływalni. Usłyszałam, że mam trąd”

O 15 centymetrów za mało

– Mamy XXI wiek, mieszkam w stolicy europejskiego państwa, ludzie latają w kosmos, a ja nie mogę po prostu wyjść? Rosła we mnie frustracja, bo nie chciałam być zależna w czynności, którą ludzie robią dziesiątki razy dziennie. Nie myślą nawet, że idą wynieść śmieci, jak się wkurzą, to wychodzą na spacer przewietrzyć głowę – mówi Monika.

Rok 2018.

Monika znajduje firmę, która ma w ofercie platformę, taką w sam raz.

Artykuł został opublikowany w 34/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.