– Im kategoryczniej mówię, że nie jestem zainteresowany osobiście wyborami, startem i że nie będę startował, im częściej to mówię, tym częściej czytam później, że z Tuskiem to nie wiadomo jak będzie – stwierdził premier.
I rzeczywiście ten problem towarzyszy Donaldowi Tuskowi od momentu, gdy w 2014 roku kategorycznie ogłosił, że nie wybiera się na stanowisko unijne, a potem bez oporów zamienił urząd premiera na stołek przewodniczącego Rady Europejskiej. Od tego czasu w deklaracje, które dotyczą osobistej kariery Donalda Tuska, nikt mu nie wierzy na słowo.
Każde ze 150 pytań
24 lipca 2014 roku premier kategorycznie stwierdził, że nie wybiera się do Brukseli.
– Odpowiadając na każde ze 150 pytań w tej kwestii, od wczesnej zimy lub nawet jesieni zeszłego roku: nie wybieram się do Brukseli, jest wystarczająco dużo powodów, by troszczyć się o to, co dzieje się w Polsce i wokół Polski. Myślę, że tutaj będę skuteczniejszy – mówił na konferencji prasowej.
30 sierpnia 2014 roku, zatem trochę ponad miesiąc od tej zdecydowanej deklaracji, Tusk został wybrany na szefa Rady Europejskiej.
Te wydarzenia miały miejsce raptem 10 lat temu, dlatego ci, którzy wówczas obserwowali scenę polityczną, nie przywiązują się do kolejnej deklaracji złożonej podczas konferencji prasowej.
Jak mówi jeden z polityków obozu rządzącego: „Zrobił to raz, zrobi drugi raz”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.