13 września 2023 roku sportowe BMW, które prowadził Sebastian M., uderzyło w Kię na autostradzie A1. Auto doszczętnie spłonęło, w wypadku zginęła trzyosobowa rodzina z 5-letnim dzieckiem. Z ustaleń biegłego wynikało, że M. mógł jechać ponad 300 kilometrów na godzinę. Nie został jednak zatrzymany zaraz po wypadku, list gończy prokuratura wystawiła dopiero 29 września. Tyle że 32-latka, który posiadał polski i niemiecki paszport, nie było już wtedy w kraju.
Mecenas Bartosz Tiutiunik, obrońca M., stwierdził, że opuścił on terytorium Polski „po przeprowadzeniu czynności procesowych w charakterze świadka”. „Jego wyjazd nie miał żadnego związku z toczącym się postępowaniem karnym” – przekonywał w oświadczeniu. „Zamiarem Sebastiana M. nie była i nie jest ucieczka lub ukrywanie się przed wymiarem sprawiedliwości” – zapewniał wówczas Tiutiunik. Wspominał jednocześnie o „nieprawdziwych informacjach” o wypadku i obawach, że „postępowanie w stosunku do niego nie będzie obiektywne, sprawiedliwe i uczciwe”.
Sebastiana M., poszukiwanego również czerwoną notą Interpolu, zatrzymano na początku października w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Mężczyzna trafił później do tamtejszego aresztu, zaś do sądu w Piotrkowie Trybunalskim – wniosek jego obrońcy o wydanie listu żelaznego. Taki dokument gwarantowałby 32-latkowi, że pozostanie na wolności do czasu prawomocnego zakończenia sprawy i będzie odpowiadał w procesie z tak zwanej wolnej stopy. Na to jednak sąd się nie zgodził.