Od niemal tygodnia rodzina Karoliny Woźnieckiej szaleje z niepokoju. Z 35-latką, której największą pasją jest przemierzanie świata na rowerze kontakt urwał się 16 sierpnia.
Jak już wcześniej informowaliśmy, pochodząca z wielkopolskiej Huty pod Piłą kolarka 12 sierpnia wyruszyła z miejscowości Kasnäs w Finlandii. Zdecydowała się przemierzyć Skandynawię na rowerze. W trakcie ostatniego kontaktu z rodziną kobieta mówiła, że przebywa w Sztokholmie przy ulicy Skeppsbron, skąd miała dalej jechać do Sandpgolet. Rodzinie udało się ustalić, że 35-latka zatrzymała się w centrum miasta w Hostel Castanea Old Town.
Jak w rozmowie z Faktem mówiła Kamila, siostra zaginionej Karoliny, cyklistka choć „uwielbia takie hardcorowe eskapady, nigdy nie traciła z rodziną kontaktu”. Karolina dziennie miała do pokonania około 100 kilometrów. Jej siostra zaznaczyła, że „unikała niebezpiecznych dróg, po których jeżdżą na przykład ciężarówki, wybierała mniej uczęszczane, ale za to bezpieczniejsze trasy”. Spała nie tylko na campingach i w motelach, ale i zupełnie na dziko. Ostatni kontakt z nią rodzina miała 16 sierpnia, o godzinie 9:03. – Napisała swojej przyjaciółce, że spędziła noc w tanim hostelu w Sztokholmie, w sali wieloosobowej, bo nie było już miejsc, a przed wyjazdem chciała poszukać jeszcze pralni, żeby przeprać sobie rzeczy rowerowe – opowiadała dziennikarzom Kamila.
Później kontakt się urwał, a telefon kolarki pozostaje nieaktywny. Jej siostra twierdzi, że nawet gdyby telefon uległ uszkodzeniu lub się rozładował, „na pewno znalazłaby sposób, żeby przez tyle dni jakoś się z nami skontaktować”. Całkowite zerwanie kontaktu byłoby do niej niepodobne, dlatego też rodzina bardzo się martwi. Siostra Karoliny zaznaczyła, że służby sprawdziły tropy w Szwecji, hostel w którym zatrzymała się i który opuściła cyklistka oraz szpitale wokół Sztokholmu.
Miała przy sobie dokumenty i plan podróży
Zaginiona kobieta miała przy sobie dokumenty i dokładny plan podróży, zatem jeśli cokolwiek by się jej stało, zlokalizowanie jej byłoby możliwe. Jak podają dziennikarze Faktu, w dniu, w którym urwał się z nią kontakt, miała zaplanowaną nawet wizytę w pralni. W swoim dzienniku podróży zapisała, że będzie ją to kosztowało 150 koron szwedzkich.
Siostra Karoliny podkreśla, że podróżniczka miała doświadczenie w takich ekstremalnych podróżach, ale dotychczas nic jej się nie stało. - Zdarzały jej się awarie, ale wtedy starała się dojechać do jakiejś stacji, albo sama naprawić rower. Jest bardzo dobrze zorganizowana – mówiła dodając, że rodzina szuka jej na wszelkie dostępne sposoby i bardzo się o nią martwi.
Dziennikarze dotarli do zapisków Karoliny. W dniu, w którym urwał się z nią kontakt zaplanowała, że noc spędzi na dziko na tarasie widokowym Brandtorn S:t Bengtsberget. Zapisała w notatkach, że to miejsce z możliwością grillowania. „Dostępne za free drewno + wiata drewniana, blisko jezioro” – czytamy w opublikowanych fragmentach jej dziennika podróży.
Dwunastego dnia podróży – czyli w piątek, 23 sierpnia – miała dotrzeć do Ystad i stamtąd przepłynąć promem do Świnoujścia. Prom wypływa o godzinie 22:45. – Mamy jeszcze nadzieję, że ona wsiądzie na ten prom, że może ma zepsuty telefon – mówiła Kamila Woźniecka i dodała, że rodzina czeka na zaginioną i bardzo się o nią martwi.
Czytaj też:
Sprawa Izabeli P. oczami kryminologa. „To dopiero początek”Czytaj też:
Sąsiedzi Izabeli ujawniają kulisy jej życia. „W ostatnich tygodniach wyglądała jak trup”