Sto lat, sto lat... walki z polskim pijaństwem. „Prohibicja w dniu wypłaty, by ta wracała z mężem do domu”

Sto lat, sto lat... walki z polskim pijaństwem. „Prohibicja w dniu wypłaty, by ta wracała z mężem do domu”

Znak informujący o zakazie spożywania alkoholu
Znak informujący o zakazie spożywania alkoholu Źródło: Shutterstock / zdj. ilustracyjne
Mit „PRL-u rozpijającego Polaków” jest dziś argumentem w walce przeciw ograniczeniom sprzedaży alkoholu. Jednak Polska Ludowa była krajem o wysokiej kulturze dyskusji na temat picia, a z ograniczeniami wolności picia byle czego, byle kiedy jest tylko jeden problem: One naprawdę działają.

Niechaj mnie szczęście choć raz jeszcze spotka!
Czy wiesz? Tu w Łodzi nie sprzedają trunków...
Przywieź mi likier (i żar Twych całunków)

– pisał sam Julian Tuwim.

Dziś trunków nie sprzedają tylko nocą w coraz większej liczbie miast. Jak przed rokiem wyliczała „Gazeta Prawna”, ograniczenia takie narzuciła na całej powierzchni lub w jej części co dziesiąta gmina. Były wśród nich także miasta takie jak Kraków (od północy), Gdańsk (po godz. 23), Katowice, Wrocław i Poznań (od 22).

Sprawa wróciła jednak w Warszawie. Stołeczny urząd prezydenta jest najbardziej eksponowanym stanowiskiem w polskim samorządzie i decyzje gdzie indziej porządkowe, tu szybko stają się polityczne.

Ratusz Trzaskowskiego sięgnął więc po konsultacje społeczne, by projekt ewentualnej miejskiej uchwały miał mocniejsze demokratyczne umocowanie. Równolegle do publikacji wyników badań, które ukazały się w ostatni dzień sierpnia, trwała dyskusja publicystów i internautów. I to właśnie ona pokazuje, jak sprzeczne z intuicją są fakty na temat prób ograniczenia sprzedaży alkoholu.

Jeśli ktoś życzy sobie zakończyć lekturę w tym miejscu, oto skrócone wnioski:

Źródło: Wprost