Chodzi o umieszczenie rzekomo "w ostatniej chwili" na liście refundacyjnej leku na dusznicę - iwabradyny.
Po spotkaniu ani Kopacz, ani Piecha, nie chcieli ujawnić treści rozmowy. Zapewniali, że miała ona "charakter prywatny".
Piecha powiedział, że jest "bardzo zadowolony ze spotkania". "Wiele sobie wyjaśniliśmy. Cieszę się, że pani minister raczyła wysłuchać tego, co mam do powiedzenia. Nie oczekuję żadnej wielkiej akceptacji, pani minister musi mieć trochę czasu, ażeby pewne rzeczy przewertować" - powiedział wiceminister.
Minister Kopacz, na pytanie, czy Piecha przekonał ją do swoich racji, powiedziała: "to była rozmowa bardzo szczera i prywatna(...). Nie będę zdradzać jej szczegółów, bo gdyby ta rozmowa była tylko po to, by zrobić z niej show, to zaprosilibyśmy państwa do tego gabinetu".
Dodała, iż wierzy, że ta rozmowa nie była łatwa dla Piechy. "Pozwólcie mi zweryfikować to, co powiedział pan minister, z tym, co znajdę na liście. Zapytam jeszcze parę osób, które w tym uczestniczyły (w układaniu listy refundacyjnej - PAP) i wtedy będę mogła zupełnie odpowiedzialnie powiedzieć, czy przekonał mnie pan minister" - powiedziała Kopacz.
"Efektem tych rozmów będzie pewnie podpisanie przez Piechę erraty do listy leków refundowanych, czyli poprawi techniczne błędy, literówki, które są na liście, i zamknie swoją działalność jeśli chodzi o listę" - powiedziała minister zdrowia.
Według mediów, doszło do nieprawidłowości przy wpisaniu na listę refundacyjną iwabradyny - nowego leku, produkowanego przez francuski koncern Servier. "Dziennik" napisał, że iwabradyna znalazła się na liście w kilka godzin po wizycie, jaką wiceministrowi Piesze złożyli przedstawiciele koncernu. Z kolei "Fakty" TVN wyemitowały materiał, z którego wynikało, że Piecha spotykał się z przedstawicielem firmy farmaceutycznej nie tylko w ministerstwie (jak sam twierdził), ale też w kawiarni.ab, pap